Posłowie Platformy Obywatelskiej domagają się odesłania do Trybunału Konstytucyjnego niespójnych przepisów dotyczących mandatów samorządowców. Chodzi o przepisy nakazujące automatyczną rezygnację z mandatu tym samorządowcom, którzy spóźnili się ze złożeniem oświadczenia majątkowego.
Jeśli jednak uważnie przyjrzymy się całej sprawie, zauważymy, że politycy Platformy tak naprawdę sami sobie zgotowali ten los. Historia wpadki Hanny Gronkiewicz-Waltz to bowiem idealny przykład na to, jak histerycznie działają mechanizmy polskiej polityki.
Przypomnijmy. Pomysł pozbawienia mandatu ludzi, którzy w ciągu miesiąca nie złożą oświadczeń majątkowych, pochodzi z 2005 roku. Jego inicjatorem był poseł rządzącego wówczas SLD. Histeria ówczesnej opozycji – w tym także PO – kazała jej jednak poszerzyć poprawkę także o rodziny samorządowców. „Za” byli wtedy wszyscy… Dzisiaj z perspektywy czasu mogę ocenić, że ta poprawka nie była spójna, (…) że nie dopełniliśmy pewnego obowiązku prawnego – mówi Waldy Dzikowski z najgłośniej dzisiaj biadolącej nad niespójnością przepisów Platformy Obywatelskiej.
Posłowie Platformy, wówczas popierający przepisy z całej duszy, dzisiaj chcieliby je odesłać do Trybunału Konstytucyjnego – po półtorej roku obowiązywania. Podobnie zresztą jak Andrzej Zoll, który miał po temu okazję – jako rzecznik praw obywatelskich.
Wygląda więc na to, że głównym powodem stanowienia, a potem oceniania prawa jest histeria i to, kogo ono akurat dotyczy.
Tomasz Skory, RMF FM