​Po 14 latach od zabójstwa inwestora giełdowego Piotra Głowali domniemany zleceniodawca zbrodni zasiadł na ławie oskarżonych. Januszowi G., ps. "Graf" vel "Dziadunio" grozi dożywocie. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie zeznania złożyła żona zamordowanego i jego ojciec.

REKLAMA

"Graf" odpowiada przed Sądem Okręgowym w Warszawie za zlecenie zabójstwa Piotra Głowali dopiero teraz, choć akt oskarżenia, wówczas przeciwko czterem osobom, była Prokuratura Apelacyjna w Warszawie skierowała w 2009 roku. Proces ruszył, ale wątek Janusza G. został wyłączony do odrębnego postępowania. W międzyczasie "Graf" wyjechał do RPA. Został tam zatrzymany w lutym 2014 roku i sprowadzony do kraju przez Centralne Biuro Śledcze Policji w grudniu tego samego roku.

Jednak sąd w Afryce zgodził się wydać "Grafa" tylko do sprawy porwania biznesmena z branży paliwowej. Aby móc osądzić go za sprawę Głowali, trzeba było uzyskać zgodę ministra sprawiedliwości i służby więziennej RPA. Została wydana dopiero w tym roku.

Sprawę sądzi dwoje doświadczonych sędziów z VIII Wydziału Karnego sądu okręgowego: sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska i Igor Tuleya. W składzie zasiada także czworo ławników. Akta "sprawy Głowali" mają 51 tomów.

"Dziadunio", związany z mafią pruszkowską, odpowiada teraz za założenie gangu i kierowanie nim w latach 2000-2005. Grupa miała zajmować się m.in. handlem narkotykami, wymuszeniami rozbójniczymi i uprowadzeniami dla okupu.

Akt oskarżenia zawiera także zarzut wręczenia łapówki prezesowi Warszawskiego Okręgowego Związku Strzeleckiego, który miał mu pomóc załatwić zezwolenie na posiadanie broni. "Graf" uzyskał je w 2004 roku. "Graf" ma także zarzuty obrotu 2 kg heroiny.

Ale najcięższy zarzut, jaki na nim ciąży, to zlecenie "uprowadzenia i zabójstwa Piotra Głowali", którego miały dokonać "osoby związane ze zorganizowaną grupą przestępczą". Według ustaleń prokuratury sprawcy na zlecenie "Grafa" 25 maja 2004 porwali Głowalę na warszawskim Mariensztacie. Podając się za policjantów wciągnęli go do innego pojazdu. Mieli bić ofiarę do utraty przytomności, wywieźć w okolice Góry Kalwarii i przekazać zabójcom z Czeczenii.

Zamordowany ostrym narzędziem

Głowala został zamordowany "nieustalonym ostrym narzędziem". Najprawdopodobniej szablą, bo kolekcjonował białą broń. Sprawcy przecięli mu głowę, miał także "poziome rany rąbane" szyi. Ciało znaleziono dwa dni później we wsi Brześce. "Grafowi" za zlecenie zabójstwa grozi dożywocie.

"Graf" nie przyznał się przed sądem do zarzutów. Powiedział, że nie znał Głowali, a zarzuty oparte są na zeznaniach skruszonych przestępców, którzy go wrabiają. Jednym z nich był członek jego gangu, późniejszy świadek koronny Andrzej L., ps. "Rygus", który miał brać udział w porwaniu Głowali i stąd znać szczegóły zbrodni. "Rygus" nie żyje, powiesił się w celi aresztu przy ul. Rakowieckiej.

Sąd planuje w procesie "Grafa" przesłuchać około 100 świadków. Pierwsi wezwani zostali najbliżsi ofiary. 72-letni ojciec Głowali opowiadał, że tuż przed porwaniem syn pojechał na Śląsk pożyczonym od niego oplem vectrą. Tam odebrał "jakieś dokumenty", a później miał się spotkać z "jakimś panem". W międzyczasie planował sprzedać obraz Józefa Brandta handlarzowi dzieł sztuki na Mariensztacie. Nie wiedziałem, czy syn miał jakieś problemy finansowe, czy towarzyskie. To wiedziała synowa. Nie informował, że się kogoś obawia, był nerwowy, ale nic nie mówił- zeznał.

Pytany o powiązania syna z Grzegorzem Wieczerzakiem (były prezes PZU Życie) i Januszem Lazarowiczem (były prezes XIV Narodowego Funduszu Inwestycyjnego, ścigany za podżeganie do zabójstwa Głowali, ukrywa się w RPA) powiedział: "nic nie wiem o tych kontaktach, czytałem o tym w prasie".

46-letnia wdowa po Głowali zeznała, że już niewiele pamięta i poprosiła o odczytanie protokołów ze śledztwa. To ona zgłosiła zaginięcie Piotra Głowali, po tym, jak 25 maja 2004 roku nie wrócił na noc do domu. Tego dnia, gdy wracał ze Śląska, miała rozmawiać z nim przez telefon. Nic nie wskazywało na to, że może się coś stać. Rozmawiał normalnie - zeznała wtedy.

Wdowa powiedziała, że Głowala w dniu porwania miał sprzedać obraz na Mariensztacie, a później był umówiony z Wieczerzakiem przy ulicy Kruczej w Warszawie. Wieczerzak powiedział, że Piotr nie przyjechał. Po godzinie 18.00 nie odbierał już telefonów - mówiła.

Kobieta o kontaktach męża z Wieczerzakiem i Lazarowiczem wiedziała więcej niż teść

Kłóciłam się z mężem, bo nie chciałam, żeby robił interesy z Wieczerzakiem. Bałam się, że on go wplącze w jakąś historię. Jego śmierć kojarzę bezpośrednio z interesami z Wieczerzakiem - mówiła.

Żona ofiary stwierdziła, że Wieczerzak mógł wykorzystywać Głowalę, by ten załatwiał jego interesy z Lazarowiczem. Sam nie mógł się z nim spotykać, bo miał sądowy zakaz kontaktowania się z Lazarowiczem. Mąż mówił, że jak Lazarowicz nie pójdzie na warunki Wieczerzaka, to wybuchnie jedna z największych afer, dotycząca wyprowadzania pieniędzy z NFI - zeznała i dodała, że o dokumenty na Lazarowicza miały być "tak mocne, że Lazarowicz musi ustąpić".

Tuż po zabójstwie Głowali media pisały, że on wraz z Wieczerzakiem mieli usiłować wymusić na Lazarowicz zwrot udziału w kilku firmach. Wieczerzak zaprzeczał, by Głowala był jego pełnomocnikiem.

Wdowa zeznała, że Głowala dużo inwestował i zawsze chciał grać na giełdzie, bo "widział, że ludzie na tym zarabiają". Początkowo on też zarabiał, ale później się zadłużył. 46-latka stwierdziła jednak, że wierzyciele nie mieli powodu, by pozbawić go życia, bo "pożyczał od znajomych"

Kolejni świadkowie będą przesłuchiwani w grudniu

Pod koniec środowej rozprawy mecenas Marcin Kondracki, który broni "Grafa", wnosił o uchylenie tymczasowego aresztowania ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego.

Janusz G. zapewniał sąd, że tym razem nigdzie nie ucieknie, bo przez prokuraturę podupadł na zdrowiu, podjął próbę samobójczą i "jakiekolwiek wyjazdy nie wchodzą w grę". Stwierdził także, że ponowna ucieczka do RPA nie wchodzi w grę, bo Lazarowicz wydał na niego wyrok śmierci. Gdzie miałbym wyjechać? - pytał.

Sąd aresztu nie uchylił. Przedłużenie środka zapobiegawczego o kolejne pół roku rozpozna Sąd Apelacyjny w Warszawie.

(ł)