"Na razie nie wiemy, czy wycofamy nasze wypowiedzenia, ale cieszymy się, że wreszcie ktoś chce z nami rozmawiać" - mówi w rozmowie z RMF FM ratownik medyczny z Gorzowa Wielkopolskiego Michał Jabłoński. Na początku tygodnia wszyscy zatrudnieni w tamtejszym pogotowiu na kontraktach złożyli wypowiedzenia.
Wczoraj dyrektor gorzowskiej stacji zadeklarował zwiększenie stawki godzinowej dla ratowników do 55 złotych. Związkowcy z "Solidarności" gorzowskiego pogotowia postulowali jednak, by była to kwota o minimum 20 złotych wyższa.
O propozycji ze swoim szefem i przedstawicielami lubuskiego NFZ ratownicy będą dyskutować jeszcze dziś. Na razie nie podjęli decyzji co do wypowiedzeń złożonych w poniedziałek. Jeśli nie uda się wypracować kompromisu, dokumenty po miesiącu zaczną obowiązywać, a to oznacza, że karetki w Gorzowie zostaną bez obsady.
Niemal sto procent ekipy ratowników w gorzowskim pogotowiu to pracownicy kontraktowi. Dopiero jak podjęliśmy takie radykalne kroki, wreszcie ktoś nas chce wysłuchać - mówi ratownik Michał Jabłoński.
Czarę goryczy w środowisku przelała jednak nie tylko wysokość zarobków, ale też brak uregulowań prawnych dotyczących zawodu ratownika medycznego.
Nie mamy swojej ustawy o zawodzie ratownika medycznego. Najbardziej nas boli to, że nikt z nami nie chce rozmawiać. Wsadzają nas do karetek i każą nam jeździć. Bez względu na finansowanie - mamy to robić. Jeśli zaczynamy "buntować się", to jesteśmy ci źli, którzy nie mają poczucia misji i nie chcą pomagać ludziom. Nie! My chcemy pomagać ludziom, do tego zostaliśmy stworzeni, taki zawód wybraliśmy, ale za tę pracę chcemy być naprawdę godnie wynagradzani - dodaje Michał Jabłoński.
Ratownicy i dyrekcja gorzowskiej placówki zapewniają, że wielokrotnie alarmowali wojewodę lubuskiego o trudnej sytuacji i negatywnych nastrojach wśród personelu. Mimo to ich apele i prośby pozostawały bez echa. Dlatego - jak tłumaczą - zdecydowali się na radykalne kroki. Dopiero po nich wojewoda lubuski Władysław Dajczak zgodził się na spotkanie z dyrektorem Andrzejem Szmitem.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wczoraj po południu kierujący gorzowską placówką od początku jej istnienia Andrzej Szmit zadeklarował podwyżki dla personelu stacji z 31 do 55 złotych za godzinę. Zdecydował się na takie kroki, choć nie ma na razie pewności, że uda mu się wypełnić dziurę w budżecie placówki. Na finansowanie z poziomu centralnego - jak mówi - przestał już liczyć.
Tym razem stwierdziłem, że dosyć. Medycyna ratunkowa przez ostatnich 11 lat była na śmiesznie niskim poziomie finansowania. Teraz trzeba podjąć męską decyzję, będzie bolało, ale dać pieniądze na medycynę ratunkową. Poza tym 1 czerwca nagle został odebrany tzw. dodatek covidowy. To jest naganne, że pracownik, który rzetelnie wycenia swoją pracę, zwłaszcza w ochronie zdrowia - musi się powstrzymać od swoich oczekiwań, bo mówi im się "nie mamy teraz pieniędzy, bo wiecie, rozumiecie" - tłumaczy dyrektor Szmit.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Głos w sprawie napiętej sytuacji w gorzowskiej placówce zabrała też marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak. W liście otwartym zwróciła się o stanowisko do wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka.
Przedstawiane oczekiwania ratowników medycznych oraz związków zawodowych w zakresie zmiany sposobu finasowania ratownictwa medycznego, a także brak konkretnego stanowiska Ministerstwa Zdrowia, dającego szanse na szybkie rozwiązanie problemu, powodują, iż sytuacja stwarza rzeczywiste niebezpieczeństwo zaburzenia pracy systemu Ratownictwa Medycznego w województwie - czytamy w dokumencie.
Administracja wojewody poinformowała, że dziś Władysław Dajczak zamierza spotkać się z odpowiedzialnym za system ratownictwa medycznego wiceszefem resortu zdrowia Waldemarem Kraską.
Spotkanie będzie dotyczyło ogólnie sytuacji w ochronie zdrowia w województwie lubuskim, naszych przygotowań do czwartej fali pandemii Covid-19, ale też tego problemu, który wystąpił w stacji pogotowia w Gorzowie Wielkopolskim - informuje dyrektor biura wojewody lubuskiego Karol Zieleński, który przekonuje jednocześnie, że administracja jest gotowa na każdy scenariusz.
W województwie działają 54 ZRM. Zaistniała w Gorzowie sytuacja dotyczy usługodawcy, który dysponuje sześcioma takimi karetkami, czyli w najczarniejszym scenariuszu mamy zapewnionych jeszcze 48 zespołów ratownictwa w regionie - dodaje.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Po złożeniu przez ratowników z Gorzowa Wielkopolskiego wypowiedzeń na biurku swojego szefa - na ratowniczych forach w Internecie zawrzało. "Brawo Gorzów! Tylko takie stanowcze podejście coś zmieni", "To kumaci i pracowici ludzie, bez problemu znajdą pracę w razie potrzeby. Jesteśmy z Wami!" W podobnym tonie jest większość komentarzy pod postami na Facebooku, dotyczącymi sytuacji w gorzowskim pogotowiu.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych opublikował z kolei na swoim profilu pełną treść pisma skierowanego wczoraj do personelu przez szefa gorzowskiego pogotowia, komentując: "Dzieje się. Szacun Panie dyrektorze"
Z dużą dozą ostrożności do propozycji szefa gorzowskiego pogotowia podchodzą jednak autorzy profilu "Spowiedź ratownika medycznego". W poście dotyczącym deklaracji podwyżek w tamtejszej stacji czytamy: No to jeszcze tłumaczenie z polskiego na nasze tego, co się dzisiaj wydarzyło w Gorzowie Wielkopolskim, bo widzę jakiś niezdrowy entuzjazm w środowisku, na który jest ZDECYDOWANIE za wcześnie. (...) Jeżeli ktoś "proponuje" 55 zł, znaczy, że w zanadrzu ma 70. A jeżeli zaproponował podwyżkę następnego dnia, to znaczy że jest w potrzasku i NIE WOLNO iść na szybkie ustępstwa. Tym bardziej że nikt jeszcze nie określił, czy ta kwota obejmuje dodatki, czy nie.
Autorzy profilu Ratownictwo Medyczne - Łączy Nas Wspólna Pasja, opublikowali też wymowną grafikę w odniesieniu do sytuacji ratowników medycznych w całym kraju. To nawiązanie do tego, że w związku z obecnymi warunkami finansowania - wielu medyków rezygnuje z zawodu i nie przybywa chętnych na ich miejsce.