My pod ziemią wstrząsu praktycznie nie odczuliśmy - opowiada nam jeden z górników, który pracował pod ziemią w kopalni Rudna w momencie, kiedy doszło do wypadku. Pan Piotr twierdzi, że o tragicznym zdarzeniu dowiedział się dopiero po zakończonej zmianie od swoich kolegów.
W momencie wstrząsu byłem dokładnie po drugiej stronie kopalni. U mnie nie było praktycznie żadnej informacji. Nie był to nawet specjalnie odczuwalny wstrząs - mówił pan Piotr, który był w Rudnej w momencie, gdy doszło do wypadku. Problem polega na tym, że bardzo często na większej powierzchni jest to bardziej odczuwalne na górze niż na dole. Na dole tąpnięcie, a na powierzchni to czuć - dodaje.
Jak mówi, dopiero pod koniec zmiany on i jego koledzy dowiedzieli się, że doszło do wstrząsu.
Do wypadku doszło wczoraj tuż po godzinie 21. Trzech górników jest wciąż poszukiwanych. Wiadomo, że nie żyje pięć osób. W strefie wstrząsu było 30 górników, w miejscu zagrożenia - 16. Spośród 8, których w pierwszej kolejności wydobyto na powierzchnię, trzech najciężej rannych trafiło do szpitala w Głogowie. 5 pozostałych przebywa w innych placówkach medycznych.
Akcję ratunkową pod ziemią prowadzi 45 ratowników. Sytuacja jest dość skomplikowana, bo w kopalniach miedzi - a taką jest ta w Polkowicach - górnicy pracują oddaleni od siebie, dlatego poszukiwania mogą potrwać. Ze względu na trudne warunki, próby dokopania się do przebywających pod ziemią górników są prowadzone ręcznie.
Ratownicy próbują odgarniać skały i szukać pod nimi zaginionych górników - mówił dyrektor kopalni Paweł Markowski.
Dobra informacja jest jednak taka, że podziemne wyrobiska są dość szerokie i wysokie, co ułatwia przewietrzanie kopalni. To oznacza, że do miejsca gdzie doszło do zawału, cały czas dopływa powietrze.
(abs)