Agresywnego mężczyznę, który porzucił polar i buty, choć temperatura była ujemna, spotkali turyści na szlaku na Halę Miziową w Beskidach. Powiadomili GOPR, które ruszyło na ratunek. Okazało się, że mężczyzna sam dotarł do domu. Sprawę przekazano policji.

REKLAMA


Do tego zdarzenia doszło w sobotę. Po godz. 6:00 na numer ratunkowy zadzwonili turyści. Informowali, że godzinę wcześniej poniżej Hali Miziowej napotkali mężczyznę. Według nich, był pod silnym wpływem środków odurzających i miał problemy z przemieszczaniem się. Mówił, że potrzebuje pomocy, ale jednocześnie zachowywał się agresywnie.

Turyści dotarli do schroniska, gdzie poprosili o pomoc. Potem wrócili do miejsca, gdzie widzieli mężczyznę, ale jego już tam nie było. Zostali jedynie porzucone buty oraz polar.

Ze stacji na Hali Miziowej wyjechał quadem zespół dyżurnych. Dokładnie sprawdzili okoliczny teren.

"Po jakimś czasie ratownicy spotkali turystów idących z Korbielowa, którzy potwierdzili, że poniżej Szczawin, w mocno oblodzonym miejscu, spotkali agresywnie zachowującego się mężczyznę. Ratownicy udali się tam, lecz nie natrafili na ślad zaginionego" - wskazali goprowcy w komunikacie.

Równocześnie z Korbielowa wyruszyły dwie ratowniczki udających się na dyżur. Ponownie sprawdziły okolicę ponad polaną Strugi. Udały się potem do schroniska na Hali Miziowej. Tam ratowniczki spotkały znajomych zaginionego mężczyzny. Ci nawet nie zauważyli, że zniknął.

Goprowcy, po ustaleniu tożsamości mężczyzny, skontaktowali się z jego rodziną. Okazało się, że... był już w domu.