Marek Z. - główny oskarżony w sprawie katastrofy w kopalni Halemba z 2006 r. - nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Z., któremu prokuratura zarzuciła sprowadzenie tragedii, w której zginęło 23 górników, kierował w Halembie działem wentylacji.

REKLAMA

Przed gliwickim sądem ruszył ponowny proces w sprawie. Na ławie oskarżonych zasiada trzech oskarżonych, wobec których Sąd Apelacyjny w Katowicach w lutym br. uchylił wyroki (wobec pozostałych orzeczenia są już prawomocne). Poza Z. są to b. dyrektor kopalni Kazimierz D. i Jan J., który był naczelnym inżynierem kopalni i sprawował funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu.

Katastrofa w Halembie była największą tragedią w polskim górnictwie od blisko 30 lat. Doszło do niej podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Według ustaleń śledztwa do wybuchu doszło na skutek zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym. Po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.

Po tym jak prokurator Wiesław Kużdżał odczytał zarzuty z aktu oskarżenia, sąd przystąpił do odbierania wyjaśnień od oskarżonych. Ponieważ Marek Z. skorzystał z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień, sąd odczytuje protokoły z jego poprzednich przesłuchań. Może to potrwać nawet kilka godzin. Później sąd odbierze wyjaśnienia od b. dyrektora i Jana J.

W pierwszym procesie Marek Z. został skazany na trzy lata więzienia. Uchylając wyrok dotyczący najważniejszego zarzutu, sąd apelacyjny prawomocnie skazał go na cztery miesiące więzienia za to, że już po katastrofie kazał podwładnemu fałszować dokumentację dotyczącą odczytu stężeń gazów w kopalni.

Prok. Kużdżał powiedział w przerwie rozprawy dziennikarzom, że w ponownym procesie sąd rozpoznaje cztery zarzuty stawiane oskarżonym. Chodzi o doprowadzenie przez przedstawicieli dozoru kopalni do katastrofy, która skutkowała śmiercią pracowników.

Przypomniał, że sąd okręgowy rozpoznając sprawę po raz drugi jest związany orzeczeniem sądu apelacyjnego i jego wskazaniami dotyczącymi m.in. konieczności zasięgnięcia opinii biegłych. Sąd ma ponownie ocenić winę i kwalifikację prawną czynów stawianych oskarżonym.

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w tej sprawie w czerwcu 2008 r. W całej sprawie oskarżonych było łącznie 27 osób, część z nich od razu dobrowolnie poddała się karze. Na ławie oskarżonych w głównym procesie zasiadało 17 mężczyzn.

W styczniu 2015 r. po ponad sześciu latach procesu Sąd Okręgowy w Gliwicach na 3 lata więzienia skazał b. szefa działu wentylacji Marka Z., oskarżonego o sprowadzenie katastrofy. 14 innych oskarżonych, wśród nich b. dyrektor kopalni Kazimierz D., usłyszało wówczas wyroki w zawieszeniu, dwóch uniewinniające.

Marek Z. jako jedyny został wówczas skazany na karę bezwzględnego pozbawienia wolności (prokuratura domagała się dla niego ośmiu lat). Pozostali dostali kary pozbawienia wolności w zawieszeniu, także b. dyrektor, dla którego prokuratura chciała siedmiu lat więzienia bez zawieszenia.

W lutym br. rozpoznający odwołania od wyroku z I instancji sąd apelacyjny w części uchylił w wyrok - do ponownego rozpoznania skierował sprawy Marka Z., Kazimierza D. i Jana J. - b. naczelnego inżyniera kopalni, który sprawował też funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu.

Zwracając sprawę do ponownego rozpoznania sąd apelacyjny zaznaczył, że mimo uchylenia wyroku wobec trzech oskarżonych "problem zawinienia" w tej sprawie pozostaje kwestią otwartą. Skład orzekający uznał, że aby bardziej precyzyjnie ocenić zachowanie oskarżonych w ponownym procesie sąd I instancji powinien zasięgnąć opinii biegłych.

Mają oni wypowiedzieć się na temat profilaktyki zagrożeń naturalnych w kopalni i dokładnej przyczyny wybuchu. Od tego zależy m.in. kwalifikacja czynu zarzucanego Markowi Z., któremu prokuratura zarzuciła sprowadzenie katastrofy. W ocenie sądu apelacyjnego raport komisji Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), który jest w aktach sprawy, nie jest wystarczającym dowodem. Specjaliści z komisji WUG wskazali na różne możliwe przyczyny wybuchu metanu i pyłu węglowego. Mogły być one także naturalne, niezależne od człowieka - np. iskrzenie z opadających skał lub pożar endogeniczny.

Sąd apelacyjny zaznaczył, że jeśli w ponownym procesie nie uda się wykazać związku pomiędzy działaniem lub zaniechaniem Z. a wybuchem, należałoby badać jego odpowiedzialność pod kątem innej kwalifikacji prawnej - nie sprowadzenia katastrofy (art. 163 Kodeksu karnego), lecz sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia górników (art. 165). To, że ktoś jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo pracujących górników, za to, żeby mogli pracować w sposób bezpieczny, wcale nie jest równoznaczne z tym, że sprowadza samo zdarzenie przewidziane w art. 163 par. 1 - podkreślił sąd apelacyjny.

Według prokuratury pracownicy w Halembie byli kierowani do prac mimo przekroczeń dopuszczalnych stężeń metanu, w kopalni fałszowano też dokumentację i próbki pyłu węglowego - aby wykazać, że był on neutralizowany pyłem kamiennym. Zdaniem obrony to, co zdarzyło się w Halembie było zdarzeniem losowym, niezależnym od ludzi.

(mpw)