Zostawmy młodych w spokoju. Gdy ich oskładkujemy, pracodawcy zwyczajnie przestaną ich zatrudniać. Czy o to rządowi chodzi? - pyta Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS. Wyliczył, że po oskładkowaniu koszty zatrudnienia studentów wzrosną o 40 proc. - Młodzi ludzie już dzisiaj mają problemy ze znalezieniem pracy, bo są mało produktywni i nie mają doświadczenia. Powinniśmy więc maksymalnie ułatwiać im zatrudnianie, a nie je utrudniać - tłumaczy Mordasewicz.
Obecnie za uczniów i studentów do 26. roku życia pracujących na umowie-zleceniu nie trzeba odprowadzać składek ubezpieczeniowych tak jak od innych pracowników. Nic więc dziwnego, że takie umowy wybiera aż 80-90 proc. wszystkich pracujących studentów. Dzięki temu są konkurencyjni na rynku pracy i nawet za proste zlecenia mogą dostać satysfakcjonującą stawkę. Zatrudniają się więc do roznoszenia ulotek, sprawdzania biletów w kinach czy jako sprzedawcy w sklepach.
Ale rząd chce to zmienić. W stanowisku w sprawie tzw. przeglądu emerytalnego gabinet Beaty Szydło proponuje: "Należałoby rozważyć celowość dalszego utrzymywania wyłączenia z obowiązku ubezpieczeń emerytalnego i rentowych zleceniobiorców, którzy są uczniami gimnazjów, szkół ponadgimnazjalnych, szkół ponadpodstawowych i studentów do ukończenia 26 lat". O składkowaniu młodych mówił też niedawno przedstawiciel Ministerstwa Rodziny i Pracy podczas sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny. Ma też ono objąć aplikantów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, a także wszystkich pracujących na umowie o dzieło.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej".
(łł)