Bez porozumienia zakończyły się dzisiejsze rozmowy ratowników medycznych z Gorzowa Wielkopolskiego z przedstawicielami wojewody i szefem lubuskiego Narodowego Fundusz Zdrowia. Jeśli nie uda się wypracować kompromisu - z końcem września, gorzowskie karetki pozostaną bez obsady.
Nie ma przełomu po spotkaniu ratowników medycznych z Gorzowa Wielkopolskiego z szefem lubuskiego Narodowego Funduszu Zdrowia i przedstawicielami wojewody. Wcześniej medycy zatrudnieni w tamtejszej stacji pogotowia ratunkowego położyli na biurku swojego szefa wypowiedzenia.
Finanse, jak wskazuje dziennikarz RMF FM Mateusz Chłystun, nie są jedynym powodem wypowiedzeń. Ratownicy mają po prostu dosyć ciągłego upominania się o lepsze zarobki, ale też o regulacje prawne dotyczące ich zawodu.
Musiałoby się zmienić podejście systemowe. Musielibyśmy w końcu stać się zawodem, który jest doceniany. Nie mamy swojej ustawy o zawodzie ratownika medycznego. Jest ustawa o ratownictwie medycznym - ona jest do poprawy i to już wiele razy mówiono. Stwórzmy więc ten zawód. Zróbmy ramy prawne tego zawodu i dajmy nam pracować. Najbardziej nas boli to, że nikt z nami nie chce rozmawiać i nas nie zauważa. Nas wsadzają do karetek i każą nam jeździć. Niezależnie od tego, jakie mamy finansowanie. A jeżeli zaczynamy się buntować to jesteśmy tymi złymi, którzy nie mają poczucia misji i nie pomagają ludziom. My chcemy pomagać ludziom, jesteśmy do tego stworzeni, tylko za naszą pracę chcemy być godnie wynagradzani. To ciężka praca - powiedział naszemu dziennikarzowi ratownik z Gorzowa Wielkopolskiego, Michał Jabłoński.
Co istotne, szef gorzowskich ratowników Andrzej Szmit trzyma ich stronę. Wczoraj zadeklarował podwyżkę stawki godzinowej z 31 złotych do 55 złotych brutto na godzinę. Szmit to medyk z ponad 40-letnim stażem, który gorzowskiej stacji pogotowia szefuje od początku jej istnienia.
Tym razem stwierdziłem, że dosyć. Medycyna ratunkowa przez ostatnich 11 lat była na śmiesznie niskim poziomie finansowania. Teraz trzeba podjąć męską decyzję. To ja będę się później martwił skąd te środki wziąć. To jest zły czas, żeby tym ludziom powiedzieć, że dla was zabrakło. Oni już udowodnili przez ostatnie półtora czy dwa lata, a w zasadzie od początku swojej pracy przydatność i niezbędność w systemie bezpieczeństwa społecznego. Oni nie muszą udowadniać, że nie są wielbłądami. Tym ludziom się te pieniądze po prostu należały. Na ministra zdrowia to ja już nie bardzo mogę liczyć - powiedział Andrzej Szmit.
Po spotkaniu z wojewodą, szef gorzowskiego pogotowia nie chciał wypowiadać się do mikrofonu. Stwierdził jedynie, że nie lubi przekazywać smutnych wieści. Możemy się jedynie domyślać, że oczekiwania ratowników były zupełnie inne - zapewne chociażby te dotyczące przeznaczenia dodatkowych pieniędzy na wypełnienie luki w budżecie, która może powstać po podwyżkach proponowanych przez dyrektora.
Jak przekazali naszemu dziennikarzowi rozmowy nie przyniosły żadnego oczekiwanego przez nich rezultatu. Obecni na spotkaniu urzędnicy wsłuchali się jedynie w ich postulaty, ale z ich ust nie padła żadna deklaracja ani zapewnienie. Po spotkaniu razem z dziennikarzami z innych redakcji pytaliśmy ich o możliwe dalsze scenariusze.
Wcześniej mieliśmy głosy i pisma też od dysponenta, czyli od pana dyrektora stacji pogotowia. Poszerzyliśmy swoją wiedzę, zebraliśmy faktyczne oczekiwania. Myślę, że to jest początek rozmowy, a nie jej koniec - przekazał dyrektor biura wojewody lubuskiego Karol Zieleński.
Postulaty ratowników pozostają więc bez zmian, nie wycofują oni na razie swoich wypowiedzeń. Jeśli nie uda się wypracować kompromisu - 1 października nie przyjdą do pracy.