Spotkanie pielęgniarek z dyrekcją szpitala trwało zaledwie kilkadziesiąt minut. Pielęgniarki nie przyjęły propozycji dyrekcji, która chce im wypłacić jednorazowy dodatek. Domagają się podwyżki pensji o 450 złotych. Sytuacja jest patowa - powiedział w rozmowie z reporterką RMF dyrektor szpitala Andrzej Pawluczyk. Nie można wykluczyć ewakuacji jednego z oddziałów.
Strajk w placówce trwa już siódmy dzień. Wczorajsze rozmowy, m.in. z udziałem wicewojewody mazowieckiego, nie przyniosły przełomu. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia, to w czwartek ulicami Radomia przejdzie manifestacja „białego personelu”.
Dyrekcja szpitala zaproponowała pielęgniarkom, że przeznaczy dla nich pieniądze, które lecznica ma otrzymać z Narodowego Funduszu Zdrowia z tytułu tzw. nadwykonań za pierwsze półrocze – w sumie ok. 1,2 mln zł. W przeliczeniu na jedną pielęgniarkę byłaby to jednorazowa kwota w wysokości około 1000 zł brutto. Dodatek miałby być wypłacony jednorazowo lub w ratach przez pięć miesięcy.
Według szefowej szpitalnego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Anny Trzaszczki, dyrekcja nie jest w stanie określić, kiedy pieniądze dla pielęgniarek mogłyby być wypłacone. Jej zdaniem nie ma też gwarancji ze strony kierownictwa szpitala, że pieniądze będą wliczone później do uposażenia zasadniczego, na czym zależało pielęgniarkom. Siostry początkowo żądały podwyżki w wysokości 600 zł brutto do podstawy wynagrodzenia, ale w trakcie negocjacji zmniejszyły te żądania o 100 zł.
Pielęgniarki są w sporze zbiorowym z dyrekcją szpitala od stycznia. Oprócz podwyżek domagają się także m.in. wprowadzenia taryfikatora, siatki płac i norm zatrudnienia.