Monika Tobiszowska, 22-letnia córka wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego, wygrała z nim w sądzie sprawę o alimenty - donosi "Fakt". Sąd orzekł, że polityk ma przekazywać córce co miesiąc 2500 zł.

REKLAMA

Z powodu obowiązków służbowych Tobiszowski nie zjawił się we wtorek na rozprawie w Sądzie Rejonowym w Rudzie Śląskiej, ale sąd odczytał pismo przesłane przez wiceministra w piątek. Wynikało z niego - jak podaje "Fakt" - że polityk uznaje powództwo, ale "jest mu smutno, że sprawa trafiła do sądu", a córka może zawsze liczyć na jego pomoc.

Prawniczka reprezentująca Monikę Tobiszowską ujawniła w rozmowie z dziennikiem, że propozycję ugody alimentacyjnej wiceminister przedstawił na trzy dni przed terminem rozprawy, a więc - jak zauważa "Fakt" - kiedy sprawa znalazła się w mediach.

W sądzie Monika Tobiszowska przekonywała, że ojciec płacił jej dotąd według własnego widzimisię, i przedstawiła dowody wpłat.

W październiku i listopadzie nie dostałam od niego nic. W grudniu przelał mi 1000 zł, w styczniu 800, w lutym 200, a w marcu 2000 zł - cytuje dziennik jej wypowiedź z rozprawy.

Sąd - jak czytamy - ustalił, że polityk zarabia miesięcznie "co najmniej 15 tys. zł, ma służbowy samochód, sfinansowane przejazdy, telefon służbowy i korzysta z funduszu reprezentacyjnego, więc stać go na 2500 zł alimentów miesięcznie na jedyną córkę, która się uczy".

Tobiszowski ma również pokryć koszty sądowe, o zwolnienie z których - jak zaznacza "Fakt" - się ubiegał.

Monika Tobiszowska o ojcu: "Obraz kupowany w telewizji i w gazecie pod szyldem wartości i zasad moralnych TO TYLKO FIKCJA"

W poniedziałek "Fakt" opublikował list 22-latki. Monika Tobiszowska przekonywała w nim, że jej pozew nie może być dla ojca zaskoczeniem, bowiem już rok temu - w korespondencji esemesowej - zwracała mu uwagę, że musi opłacić studia i utrzymać mieszkanie.

W liście kobieta ujawniła również, że dom musiała opuścić ze względu na "zachowanie ojca".

Tego tematu nie będę poruszać, gdyż zostanie on przedstawiony w pozwie rozwodowym mojej mamy - wyjaśniła.

Pozew ten trafił już, według "Faktu", do sądu.

W liście do redakcji Monika Tobiszowska twierdziła również, że ona i jej matka "radziły sobie same" i czekały, aż ojciec się zreflektuje i "zacznie wywiązywać się ze swoich rodzicielskich obowiązków".

Zapewniała - czytamy w gazecie - że "nie jest rozkapryszoną, żyjącą ponad stan młodą kobietą, a pieniądze potrzebne jej są po prostu do życia, to znaczy utrzymania mieszkania, opłacenia studiów, dojazdów oraz przede wszystkim na wyżywienie".

Podkreśliła, że podjęła pracę w szkole językowej.

A to, że lubię mieć zadbane paznokcie i cerę, to chyba normalnie dla każdej osoby w moim wieku - zaznaczyła również.

W pozwie zresztą, jak podał "Fakt", wyszczególniła m.in., że miesięcznie potrzebuje 150 zł na zabiegi oczyszczania cery i 80 zł na manicure.

Tobiszowska przedstawiła również precyzyjne zestawienie kwot, jakie miała dostawać od ojca w ostatnich latach. Jak twierdziła, w 2017 roku otrzymała 4200 zł, czyli średnio 350 zł miesięcznie, w 2018 roku - 10 900 zł, czyli 900 zł miesięcznie, a w tym roku: 800 zł w styczniu, 200 zł w lutym i 2000 zł w marcu.

O ojcu 22-latka miała napisać również: Obraz kupowany w telewizji i w gazecie pod szyldem wartości i zasad moralnych TO TYLKO FIKCJA. (...) Niektórzy mają dwa oblicza. Ja dopiero teraz mam dom, odkąd nie mieszkam z ojcem.

Co więcej - jak podał "Fakt" - Tobiszowska przekonywała w liście, że w rozmowie z nią wiceminister groził, że jeżeli będzie sądownie dopominać się o alimenty, to on sprawi, by... "wy....li ją ze studiów".

Z początku obawiałam się, że może to zrobić, ale potem stwierdziłam, że nie damy się już więcej zastraszać - tymi słowami miała zakończyć swój list córka Grzegorza Tobiszowskiego.