Pięcioro nastolatków w Białymstoku, dwoje niedaleko Mielca, kolejnych dwoje na Śląsku - do szpitali w całym kraju trafia coraz więcej młodych ludzi po zatruciu dopalaczami. Przypadki zatruć bada policja, ale ma problemy: bez specjalnych - i drogich - wzorników nie może stwierdzić, czy zabezpieczane używki zawierają substancje zabronione.
Podobna sytuacja miała miejsce w ubiegłym tygodniu w Krakowie. Tam zabezpieczone dopalacze zostały już przebadane, ale policyjni technicy nie mogą określić, czy zawierają one substancje zabronione. Potrzebują do tego specjalnych wzorników. A te są bardzo drogie - jeden kosztuje kilka tysięcy. Poza tym producenci dopalaczy wciąż wprowadzają na rynek nowe produkty o zmienionym składzie, więc aktualizacja bazy wzorników doprowadziłaby komendy policji do finansowej ruiny.
Z dopalaczami próbują walczyć radni z Bydgoszczy. W środę przegłosowali uchwałę, która zakazuje sprzedaży tych substancji na terenie miasta. Za uchwałą opowiedzieli się niemal jednogłośnie mimo wątpliwości, czy jest zgodna z prawem. Wojewoda kujawsko-pomorski ma teraz 30 dni na jej sprawdzenie.