To żenujące, że prokuratura powołana do ścigania przestępstw, między innymi plagiatu sama się go dopuszcza, i to akurat w sprawie dotyczącej plagiatu - mówi nam autorytet w dziedzinie prawa autorskiego. Prof. Elżbieta Traple nie ma wątpliwości, że prokuratura wykorzystała cudzy utwór bez wskazania źródła, a jej wyjaśnienia w tej sprawie świadczą o nierozumieniu prawa. Chodzi o uzasadnienie skierowanego do Sejmu wniosku o zatrzymanie i aresztowanie posła Stanisława Gawłowskiego.
W poniedziałek ujawniliśmy, że bez wskazania źródła kilkanaście razy jako swoje przedstawiono w nim przeklejone z komentarza do kodeksu karnego słowa nieżyjącego prof. Andrzeja Marka, łącznie około dwóch stron tekstu. Na tej podstawie do prokuratury trafił już wniosek o podejrzeniu popełnienia przestępstwa plagiatu przez prokurator podpisaną pod wnioskiem.
Oficjalne wyjaśnienie
Wczoraj otrzymaliśmy odpowiedź na związane z tym pytania, skierowane w poniedziałek do Prokuratury Krajowej: "Wniosek prokuratora o wyrażenie zgody przez Sejm RP na pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej, jak każde inne pismo procesowe, nie jest utworem, nawet zależnym w rozumieniu Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 4 lutego 1994 roku" - wyjaśnia Prokuratura Krajowa.
"Przedmiotem ustaleń prokuratora nie są poglądy albo teorie naukowe, tylko ustalenia faktyczne i tzw. subsumpcja czyli przyporządkowanie konkretnie ustalonego stanu faktycznego do konkretnego przepisu prawnego" - wskazano.
Prokuratura nie rozumie prawa
Takie wyjaśnienia Prokuratury Krajowej są kompletnie bez znaczenia, bo nie dotyka istoty zagadnienia - mówi nam znawca prawa autorskiego prof. Elżbieta Traple. Pisma procesowe jako dokumenty urzędowe rzeczywiście nie są przedmiotem prawa autorskiego, ale to nie oznacza, że same w sobie nie mogą naruszać praw autorskich innego podmiotu. A w tym wypadku ewidentnie naruszają. To są dwie zupełnie różne rzeczy, dwa przedmioty ochrony, i prokurator tego kompletnie nie rozumie - dodaje.
Prof. Traple podkreśla, że "komentarze do ustaw czy kodeksów, jak w wypadku przywłaszczonych sobie przez prokuraturę fragmentów prac prof. Marka niewątpliwie stanowią przedmiot prawa autorskiego i niewątpliwie podlegają ochronie". Tego nikt nie zaneguje. W związku z tym nie można uznać, że skoro to komentarz, to nie podlega ochronie i można bez powołania się na autora przenieść cały fragment takiego komentarza do własnego pisma procesowego. Jeśli się to robi to oczywiście jest to plagiat - zaznacza.
Plagiat jest - kary nie będzie?
Złożone w tej sprawie przez posłów PO we wtorek zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa oznacza wszczęcie postępowania sprawdzającego, które może potrwać 30 dni. Prof. Traple ocenia, że dla uniknięcia konsekwencji (przywłaszczenie sobie autorstwa utworu bez podania nazwiska twórcy zagrożone jest karą do 3 lat pozbawienia wolności) prokurator ma tylko jedno wyjście - utrzymywać, że przepisując bez podania źródła obszerne fragmenty prac prof. Marka działał w błędzie, czyli nie wiedział, że wykorzystanie tych fragmentów bez powołania się na autora stanowi naruszenie prawa autorskiego.
To możliwe ze względu na to, że art. 115 wymienionej ustawy dotyczy popełnienia przestępstwa umyślnego. Sam czyn przypisania sobie autorstwa przez pominięcie nazwiska właściwego autora niewątpliwie miał miejsce. Uznanie tego za przestępstwo wymaga jednak także spełnienia przesłanki podmiotowej - stwierdzenia zamiaru, czyli działania ze świadomością popełnienia przestępstwa. Mówiąc wprost, jeśli prokurator będzie utrzymywał, że popełniając czyn zabroniony nie wiedział, że łamie prawo - nie będzie odpowiadać za przestępstwo umyślne z art. 115 Prawa Autorskiego.
Jeśli do tego rzeczywiście dojdzie, będzie to zatem dość pionierski przykład prokuratora, który dla uniknięcia kary za plagiat ucieka się do wymówki, że nie zna dotyczącego popełniania plagiatu prawa, którego naruszenie sam właśnie komuś zarzuca.
Nieistniejący przepis...
Wśród przepisanych w uzasadnieniu do skierowanego do Sejmu wniosku fragmentów komentarzy prof. Marka do kodeksu karnego znalazło się też kuriozalne w kontekście stawianych posłowi Gawłowskiemu zarzutów "zapożyczenie", dotyczące przepisów dawno już nieobowiązujących. Do dokumentu wklejono cały akapit dotyczący ustawy, uchylonej 2 stycznia 2011. Razem z jej wygaśnięciem z polskiego prawa zniknęło pojęcie "tajemnicy służbowej". Mimo to w 2017 prokuratura powtarza w uzasadnieniu wniosku za prof. Markiem:
"Zgodnie z art. 2 pkt 2 ustawy z dnia 22 stycznia 1999 r. o ochronie informacji niejawnych, tajemnicą służbową jest informacja niejawna, nie będąca tajemnicą państwową, uzyskana w związku z czynnościami służbowymi lub wykonywaniem prac zleconych przez funkcjonariusza publicznego, której nieuprawnione ujawnienie mogłoby narazić na szkodę interes publiczny, prawnie chroniony interes obywateli albo jednostki organizacyjnej".
Na tej podstawie pełnomocnik Gawłowskiego mecenas Roman Giertych wnosił o wycofanie wniosku uznając, że jest to "błąd formalny, który wymaga poprawienia przed dalszym procedowaniem".
...i nieistniejąca odpowiedź
W przesłanej do redakcji odpowiedzi na pytanie także w tej sprawie Prokuratura Krajowa nie odniosła się do tego wcale. Napisała za to, że "W treści uzasadnienia tego wniosku prokurator wskazał, że penalizacji na podstawie art. 266 par. 2 kodeksu karnego podlega ujawnienie przez funkcjonariusza publicznego osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową albo innej informacji, którą funkcjonariusz ten uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych". Zwróciliśmy przy tym uwagę, że zapisany kursywą fragment to podwójne zapożyczenie słów prof. Marka - najpierw umieszczonych bez podania autora w uzasadnieniu wniosku, a teraz także przeklejonych do skierowanej do nas odpowiedzi....
Mimo to odpowiedź PK dalej opisuje: "W tym fragmencie uzasadnienia prokurator omówił stan prawny odnoszący się do ujawnienia informacji objętej klauzulą "zastrzeżone". Ujawnienie takiej informacji, objętej klauzulą "zastrzeżone", włączyć można do katalogu "innej informacji".
Ani słowem jednak odpowiedź prokuratury nie wyjaśnia, po co było włączanie do uzasadnienia wniosku fragmentu komentarza nie tylko skopiowanego bez podania źródła, ale i od 7 lat nieaktualnego, a więc bez żadnego związku ze sprawą.