Eksperci są zgodni: szturm na szkołę, wypełnioną dziećmi, w biały dzień, to katastrofalny błąd. Ale czy rzeczywiście doszło do planowanego ataku? Część specjalistów uważa, że szturm wymusiły okoliczności.
To najgorsze rozwiązanie z możliwych. To jest przykład szkoły rosyjskiej - nie liczy się życie, życie jest tam niestety zbyt tanie - mówi RMF pułkownik Roman Polko, były dowódca GROM-u. Ważniejsze jest udowodnienie, że ktoś jest silny, że ktoś jest konsekwentny. Podczas gdy w tej sytuacji uważam, że powinno się zrobić krok do tyłu po to, żeby można było potem zrobić dwa kroki do przodu.
Rozwiązanie tego incydentu powinno mieć miejsce nie na tych warunkach, gdzie było pewne, że będą ginąć niewinne dzieci. Nie w tym miejscu, nie w tym czasie. W mojej ocenie decyzja o szturmie jest błędna, bez względu na to, jakie będzie mieć skutki. A skutki obawiam się, będą krwawe - dodaje.
Jedynym faktycznym uzasadnieniem szturmu mogłoby być działanie terrorystów - np. napastnicy zaczęliby zabijać zakładników i trzeba by było natychmiast interweniować - dodaje ekspert wojskowy major Michał Fiszer. Natomiast w tej sytuacji były szanse rozwiązania tego konfliktu w inny sposób. Należy spodziewać się wielu ofiar wśród zakładników i dlatego ta decyzja nie była najlepsza.
Dodaje, iż zawalenie dachu zupełnie go zaskoczyło. Trzeba pamiętać, że zawalenie dachu mogło totalnie zaskoczyć terrorystów. To może być scenariusz, którego oni nie przewidzieli. Zawalenie się dachu spowodowało, że trudna była komunikacja między terrorystami, a to jest naturalna możliwość, żeby wielu ludzi uciekło.
Rosyjscy politolodzy twierdzą, że to nie był szturm. Według analityka Aleksieja Muchina, to nie prezydent Putin zdecydował, żeby komandosi rozpoczęli działania. Operację wykonały specsłużby w odpowiedzi na działania, które podjęli terroryści. Wydaje się, że napastnicy chcieli opuścić szkołę. Planowali skorzystać na tym, że ratownicy podjechali pod budynek, by zabrać ciała wcześniej zabitych. Zaczął się ostrzał, wtedy napastnicy chcieli się wyrwać z oblężenia. Jednak oddziały specjalne odpowiedziały ogniem. To nie była prawdopodobnie decyzja władz, a wynik działań operacyjnych jednostki specjalnej - powiedział RMF.
Podobnie uważa, Paweł Moszner, który prowadzi szkolenia antyterrorystyczne GROM-u. Jego zdaniem atak był akcją awaryjną, niezorganizowaną, nie było przygotowanych pierścieni ochronnych dla osób postronnych: