John Kerry oficjalnie zgłosił kandydaturę Johna Edwardsa na wiceprezydenta USA. Na decyzję kandydata amerykańscy wyborcy czekali dość długo, ale trudno powiedzieć, aby zostali specjalnie zaskoczeni.

REKLAMA

Ciągnący się w nieskończoność proces wyboru wiceprezydenta doprowadził do decyzji, której większość Demokratów oczekiwała od marca. Nie po raz pierwszy okazuje się, że choć oficjalnie wiceprezydent ma tylko zastąpić prezydenta w razie śmierci lub niezdolności do sprawowania urzędu, tak naprawdę ma przede wszystkim pomóc jemu i sobie przy okazji dostać się do Białego Domu.

Edwards jak się komentuje w USA, daje Demokratom kilka atutów. Stał się znany i popularny w wyniku kampanii jeszcze za własne pieniądze. Jest człowiekiem z południa, czym przynosi nieco równowagi do kandydatury liberała. Wreszcie jako wytrawny prawnik umie przekonująco przemawiać i uśmiechać się tak, aby wyglądało to szczerze. Czy to wystarczy przekonamy się za cztery miesiące.