Nawet 60 ton amunicji z gazem musztardowym może leżeć na dnie Bałtyku, niecałe 40 kilometrów od Helu. To pozostałość po zatopionej po II wojnie światowej broni chemicznej. Polska prosi NATO o pieniądze na jej usunięcie.
Dopiero w przyszłym roku będzie wiadomo, jak dużo pozostałości po wojnie zalega na dnie Bałtyku i ile - jeśli w ogóle - Sojusz zdecyduje się dopłacić do ich wydobycia.
Największym problemem jest upływający czas, bo spora część bomb i min zdążyła już skorodować, a ich trująca zawartość powoli zaczyna wydostawać się do wody. A chodzi między innymi o gaz musztardowy, o gazy porażające układ nerwowy czy gaz parzący, czyli fosgen. Jego pozostałości znaleziono w ubiegłym roku nawet na plaży.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz uspokaja, że nadal można jeść morskie ryby i kąpać się w miejscach strzeżonych. Z wydobyciem broni chemicznej będziemy jednak musieli w końcu się zmierzyć.