1600 chorych na serce maluchów czeka na badanie w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Ostatnie w kolejce mogą zostać przyjęte dopiero za dwa lata - przewiduje "Metro". Umiemy coraz wcześniej wykrywać wady serca, ale nie nadążamy z ich leczeniem - przyznaje szpital.

REKLAMA

Oddział kardiologiczny w Centrum Zdrowia Dziecka ma 48 łóżek, chorymi w ciągu doby zajmuje się siedmiu lekarzy specjalistów. Wykonywane są tam badania, które wymagają krótkiego pobytu dziecka w szpitalu, takie jak np. echokardiografia. Trafiają tam dzieci z całej Polski, ale tylko specjalista może zdecydować, czy choremu potrzebna jest pomoc, jaką zapewnia CZD, czy też leczenia może się podjąć inny szpital. Oprócz realizowania przyjęć planowych, oddział przyjmuje też nagłe przypadki. Od takich interwencji często zależy życie dziecka. I właśnie takich przypadków jest coraz więcej. Co trzecim pacjentem musimy zająć się bezzwłocznie. W efekcie chorzy planowi muszą czekać - wyjaśnia Paweł Trzciński, rzecznik CZD.

Ale powodów, dla których czas oczekiwania jest tak długi, szpital podaje więcej. Wykrywamy więcej niż kiedykolwiek wad serca u dzieci i dlatego system dalszej opieki kardiologicznej nad chorymi nie nadąża. Centrum przydałaby się np. współpraca ze szpitalami mniej wyspecjalizowanymi, które przejmowałyby naszych chorych. Ale takich placówek brakuje - mówi Trzciński.

Podobny problem ma drugi taki ośrodek w Polsce - Szpital Uniwersytecki w Krakowie-Prokocimiu. Co prawda na oddział kardiologiczny pacjenci przyjmowani są na bieżąco, ale wydłuża się kolejka do kardiochirurgii. Wszystko dlatego, że brakuje stanowisk na oddziale intensywnej terapii, na którą trafiają dzieci po operacji i gdzie czasem spędzają nawet miesiąc - pisze "Metro".