Jeżeli prezydent i szef MON przechodzą na poziom korespondencji, to znak, że nie mogą się porozumieć w normalnych kontaktach - tak wymianę listów między Andrzejem Dudą i Antonim Macierewiczem komentuje gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Zdaniem byłego ministra obrony Bogdana Klicha, sytuacja ta pokazuje, kto tak naprawdę rządzi w polskiej armii: "Prezydent ewidentnie wychodzi na człowieka niepoinformowanego (...) i lekceważonego przez ministra obrony".
Według gen. Polko, wymiana listów - zamiast bezpośredniej rozmowy prezydenta lub szefa BBN z Antonim Macierewiczem - świadczy o tym, że ich kontakty nie układają się tak, jak powinny.
Jeżeli prezydent i minister obrony narodowej przechodzą na poziom korespondencji, to pokazuje to, że w zwykłych rozmowach trudno się było porozumieć czy wyegzekwować jakieś normalne funkcjonowanie - komentuje były dowódca GROM-u w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym.
Jak ocenia, powołanie oficerów na nieobsadzone dotąd ataszaty wojskowe - o czym, według doniesień Onetu, MON miał poinformować Andrzeja Dudę w odpowiedzi na jego listy - załatwia jedynie sprawę ataszatów: zdaniem generała, choć istotną, w tej chwili wcale nie kluczową dla obronności.
Gen. Polko zwraca przy tym uwagę nie na to, o co prezydent pyta w korespondencji, ale na to, o co nie pyta, choć powinien.
W tym liście nie ma nawet słowa o tym, że odchodzi kluczowa kadra dowódcza, o tym, co naprawdę uderza w polską armię i w morale żołnierzy. Nie ma tam również słowa o "parasolkowaniu", Misiewiczu i jakichś bezprawnych meldunkach - podkreśla były dowódca GROM-u.
Zdaniem byłego ministra obrony Bogdana Klicha, Andrzej Duda, pytając o nieobsadzone ataszaty wojskowe, próbował zamanifestować, że jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. To mu się jednak - według Klicha - nie udało: Antoni Macierewicz okazał bowiem głowie państwa wyraźne lekceważenie.
Jak komentuje były szef MON, lekceważenie to polegało przede wszystkim na wykazaniu, że prezydent, który według prawa jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, tak naprawdę nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w armii. Z korespondencji wynikało przecież, że Andrzej Duda pytał o obsadę ataszatów, która została już wyznaczona - tyle że on o tym nie wiedział.
Trochę to wygląda na czeski film i na takie błędne koło, w którym prezydent ewidentnie wychodzi na człowieka niepoinformowanego, bez kontaktu z ministrem obrony narodowej i lekceważonego przez ministra obrony - mówi Tomaszowi Skoremu Bogdan Klich.
Według niego, już sam fakt, że prezydent pisze do szefa MON zamiast z nim rozmawiać, wykazuje, kto tak naprawdę rządzi w polskim wojsku, a kto stoi w drugim szeregu.
W czwartek Andrzej Duda skierował do szefa MON dwa listy.
W jednym - jak informował jego rzecznik Marek Magierowski - wyraził "zaniepokojenie brakiem obsady ataszatów wojskowych w ważnych państwach sojuszniczych". Według nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej, chodziło przede wszystkim o placówki w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, ale także m.in. w Szwecji, Bułgarii i na Ukrainie. Według prezydenta, te wakaty należy wypełnić jak najszybciej - podkreślał Magierowski.
W drugim liście - jak przekazał Magierowski - "pan prezydent poprosił o pełną informację na temat tempa prac nad utworzeniem Dowództwa Wielonarodowej Dywizji w Elblągu".
Sprawa Dowództwa związana jest z ustaleniami ubiegłorocznego warszawskiego szczytu NATO: zdecydowano wówczas, że Dowództwo ma w przyszłości odpowiadać za koordynację czterech batalionowych grup bojowych, które Sojusz wysyła obecnie do Polski i państw bałtyckich.
Po upublicznieniu sprawy listów Andrzeja Dudy do Antoniego Macierewicza resort obrony wydał lakoniczny komunikat, w którym informował, że "odpowiedzi na przywołane przez część mediów pytania Prezydenta RP Pana Andrzeja Dudy skierowane do Ministra Obrony Narodowej Pana Antoniego Macierewicza zostały wysłane 20 marca".
(e)