Polska sama zapłaci za dowództwo armijne NATO, o którego lokalizację się stara – ustaliła korespondentka RMF FM, Katarzyna Szymańska-Borginon. Przypomnijmy, że na początku miesiąca szef MON Antoni Macierewicz zadeklarował, że Polska gotowa jest gościć u siebie jedno z nowych dowództw NATO, które powstaną w ramach reformy struktury dowodzenia Sojuszu.

REKLAMA

Nowe dowództwa będą finansowane bezpośrednio przez państwa członkowskie, a nie ze wspólnego budżetu NATO - powiedział jeden z rozmówców naszej dziennikarki.

W ramach reformy dowodzenia powstaną więcej niż dwa dowództwa, o których mówił na początku listopada szef NATO Jens Stoltenberg. Prawdopodobnie będzie ich cztery. Dwa główne (które wymieniał Stoltenberg) to atlantyckie - odpowiedzialne za przerzut wojsk ze Stanów Zjednoczonych - i logistyczne, które miałoby na celu usprawnienie ruchu wojsk w Europie.

Powstaną także inne dowództwa - operacyjne. Jedno z nich - dowództwo armijne - chce gościć u siebie Polska. Byłoby potrzebne w razie wojny, by dowodzić blisko frontu. Ma liczyć od 600 do 1200 osób personelu.

Jak ustaliła korespondentka RMF FM, Niemcy nie są dla nas konkurentem w tej kwestii - Berlin wnioskuje o dowództwo logistyczne, tyłowe. Ma ono powstać raczej na zapleczu NATO, a nie blisko wschodniej flanki.

Jeżeli zgodnie z planem Warszawy dowództwo armijne znajdzie się w naszym kraju, to polski generał zostanie prawdopodobnie dowódcą operacyjnym NATO.

(mn)