Rotacyjne odłączanie części urządzeń czy powrót do wyższych progów tolerancji rejestratorów prędkości – takie scenariusze są po cichu rozważane w Inspekcji Transportu Drogowego. W ITD szybciej przybywa urządzeń w systemie niż ludzi do ich obsługi.
Jeszcze w tym roku – najprawdopodobniej pod koniec listopada – inspektorzy z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD) ostatecznie uruchomią dwa nowe rodzaje urządzeń służących do karania kierowców: odcinkowy pomiar prędkości (z ang. section control) w 29 lokalizacjach oraz system wychwytujący przejazd na czerwonym świetle (z ang. red light) na 20 skrzyżowaniach w kraju.
Urządzenia co prawda już są montowane, a niektóre z nich – jak np. pięć instalacji typu section control – już nawet odebrano od wykonawcy. Ale inspekcja wciąż nie nakłada mandatów. Pod koniec tego roku to się zmieni – montaż urządzeń się zakończy, a do kierowców zaczną być wysyłane pierwsze wezwania do wskazania osoby kierującej.
Teoretycznie wizja rozbudowy systemu powinna inspektorów ucieszyć. Na koniec roku oprócz wspomnianych niemal 50 instalacji typu section control oraz red light funkcjonować już będzie 400 fotoradarów. Problem w tym, że łączna liczba 450 urządzeń w systemie CANARD od dawna określana jest w samej inspekcji jako granica, po dojściu do której inspekcja przestanie radzić sobie z natłokiem spraw wszczynanych przeciwko kierowcom.
Obecnie generowaniem wezwań i prowadzeniem korespondencji z kierowcami (także gdy sprawa trafi do sądu) zajmuje się tylko 50 osób. Przy okazji rychłego uruchomienia nowych systemów CANARD dostanie dodatkowych 15 etatów. Zdaniem inspektorów to niewiele, zwłaszcza że początkowo system odcinkowego pomiaru prędkości może spowodować wysyp mandatów.