Bartosz Arłukowicz jako minister zdrowia nie budzi zaufania i jest niewiarygodny - mówił poseł PiS Czesław Hoc podczas sejmowej debaty nad wnioskiem o wotum nieufności dla ministra zdrowia. "Od 1 stycznia (wraz z wejściem w życie ustawy refundacyjnej) pacjent został zdradzony, opuszczony, osamotniony" - przekonywał.
Zamiast zapowiadanego upuszczenia krwi koncernom farmaceutycznym, to pacjent doznaje anemii. Zamiast likwidacji turystyki lekowej, pacjentów zachęca się ustami Rzecznika Praw Pacjentów do biegania od apteki do apteki w poszukiwaniu ludzkiego aptekarza - mówił Hoc.
Podkreślał, że 1 stycznia grupa pacjentów leczonych w szpitalach onkologicznie została pozbawiona chemioterapii przeciwnowotworowej: NFZ ich nie zakontraktował, mimo że programy terapeutyczne są wpisane do koszyka świadczeń gwarantowanych. Dodawał, że szpitalom nie zapłacono za nadwykonania za ubiegły rok.
Hoc przypomniał też, że autorem "fatalnej ustawy" jest obecna marszałek Sejmu Ewa Kopacz, która - jak mówił - "ewakuowała się na szczyty Sejmu", a przed odejściem z resortu "rozdała" pięć milionów złotych dla pracowników "w tym zapewne za ustawę refundacyjną".
Ministra atakował także Ruch Palikota. Nie będę panu wypominał tego, że przehandlował pan ideały lewicowe za przysłowiowy stołek, nie będę panu zarzucał, że jest pan narcyzem, nie będę panu zarzucał tego, że jest pan oportunistą - mówił poseł Ruchu Armand Ryfiński. Jak stwierdził, podstawowy zarzut, jaki ma wobec Arłukowicza, polega na tym, że ten jako minister i lekarz - zamiast charakteryzować się szczególną wrażliwością i odpowiedzialnością za pacjentów - postępował jak… socjopata.
Na te słowa zareagowała prowadząca obrady marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Bardzo proszę, żeby używał pan słów, które przystoją posłowi Rzeczypospolitej Polskiej na tej sali - zwróciła się do Ryfińskiego, na co ten odpowiedział: Pozwolę sobie w takim razie wyjaśnić. Socjopata to osoba, która nie reaguje na sygnały z otoczenia, na sygnały płynące od pacjentów, od lekarzy, od farmaceutów. To jest osoba o ograniczonej wrażliwości.
Ryfiński przytoczył też słowa Arłukowicza z marca 2011 roku, kiedy minister podczas prac nad ustawą refundacyjną zarzucał jej autorom z trybuny sejmowej, że przygotowany przez nich projekt jest próbą odgórnego sterowania rynkiem, która może spowodować ograniczenie liczby aptek. Poseł Ruchu zarzucił też Arłukowiczowi, że zapomniał o aptekarzach, kiedy został ministrem. Czy jest coś takiego magicznego w fotelu ministra, że nagle o 180 stopni zmieniamy swoje poglądy? - pytał.
Poparcie wniosku o odwołanie Arłukowicza zapowiedział SLD. Ustawa refundacyjna to bubel prawny, a publikacja listy refundacyjnej była skandalem - mówił w Sejmie Dariusz Joński. Jak stwierdził, minister kłamał mówiąc, że po 1 stycznia pacjenci będą mogli czuć się bezpiecznie, a liczba leków refundowanych w Polsce będzie wzrastała. Pacjenci nie byli i nie są bezpieczni, niektóre leki refundowane są droższe, a niektóre nie są refundowane - podkreślił - Takiego grzechu wybaczyć nie możemy.
Nie zabrakło panu wiedzy i inteligencji, ale zabrakło panu charakteru i twardości - mówił do Arłukowicza Ludwik Dorn z Solidarnej Polski. Z własnej woli wszedł pan w nieswoją sytuację i nieswoje buty - podkreślał. Dodał, że Arłukowicz - decydując się na przyjęcie teki ministra zdrowia - wiedział, "jaki stan rzeczy, jakie perspektywy dalszej anarchizacji" stworzyła w systemie ochrony zdrowia działalność poprzedniej minister Ewy Kopacz oraz rządu Donalda Tuska z poprzedniej kadencji.
Według Dorna, Arłukowicz mógł po otrzymaniu ministerialnej propozycji powiedzieć premierowi, że "sytuacja z ustawą refundacyjną jest fatalna i będzie z tego olbrzymi kłopot i krzywda dla pacjentów". Mógł też - jak twierdził Dorn - zaproponować premierowi 3- lub 4-miesięczne vacatio legis na ustawę refundacyjną i spytać Tuska, czy daje mu poparcie dla zmian w systemie zdrowia. Pan tego nie zrobił i to jest zasadniczy powód, by głosować za wotum nieufności. (...) Pan w tej chwili jest zniszczony, zmęczony i wypalony - podsumował Dorn.
Swojego ministra bronił Donald Tusk. Jak stwierdził, uzasadnienie wniosku PiS o wotum nieufności dla Arłukowicza "nie wymaga komentarza dłuższego niż jedno mocne słowo", ale ze względu na powagę parlamentu tego słowa nie użyje.
Mówił, że niektórzy politycy opozycji wmawiali pacjentom, że po wejściu w życie nowych przepisów refundacyjnych zabraknie leków, że będą droższe, a później "zacierali ręce", że przed aptekami ustawiły się kolejki. Im więcej kłopotów mają ludzie w Polsce, tym więcej powodów do radości mają posłowie opozycji - stwierdził. Równocześnie przekonywał, że po wejściu w życie ustawy refundacyjnej nie ma problemów z dostępem do leków, a ustawa chroni pieniądze polskiego pacjenta i umożliwia eliminację patologii dotyczącej finansowania leków.
Naszym zadaniem - i minister Arłukowicz podjął się tego bardzo trudnego zadania - będzie w efekcie, jest już w efekcie, obniżenie cen istotnej grupy leków - podkreślał Tusk. Jak twierdził, "pierwszym efektem, już uzyskanym, jest to, że ponad 60 procent leków z tej listy (leków refundowanych) jest tańszych i to tych częściej używanych".
Wniosku PiS o odwołanie ministra zdrowia nie poprze koalicjant Platformy, PSL. Poseł Stronnictwa Jan Bury podkreślał z sejmowej trybuny, że Arłukowicz stanął na czele ministerstwa, które od wielu lat jest resortem bardzo trudnym. Jak mówił, minister zdrowia musiał m.in. zmierzyć się z potężnymi koncernami farmaceutycznymi. Niewielu ministrów się na to odważyło - stwierdził.
Zauważył, że Arłukowicz został poddany mocnej krytyce ze strony lekarzy, aptekarzy i pacjentów - krytyce wspieranej, według niego, przez potężne koncerny farmaceutyczne - i "przeszedł poważny chrzest bojowy". Pana twarz to twarz człowieka zmęczonego - mówił, apelując jednak do Arłukowicza, by "jeszcze wielokrotnie pochylił się na ustawą refundacyjną". To pan, minister zdrowia, kieruje polityką zdrowotną w Polsce, a nie prezes Narodowego Funduszu Zdrowia - podkreślał. Stwierdził też, że determinacja i wrażliwość Arłukowicza umożliwią mu odbudowanie zaufania pacjentów.
Poseł PSL zwrócił się także do ministra z apelem, by przyjrzał się urzędnikom swojego resortu - szczególnie Agencji Oceny Technologii Medycznych. Przypomniał medialne doniesienia o tym, że niektórzy profesorowie opiniujący leki, które mają zostać objęte refundacją, wyjeżdżają na zagraniczne wyjazdy szkoleniowe finansowane przez firmy farmaceutyczne.
Sam Bartosz Arłukowicz zwrócił się z sejmowej mównicy do posłów PiS ze słowami, że wylewają krokodyle łzy. Pytał, czy ich reakcja na wejście w życie ustawy refundacyjnej miała "utrącić" jego, marszałek Sejmu Ewę Kopacz, czy może samą ustawę. Wszyscy wiedzieliśmy, że ta ustawa jest trudną ustawą, że ta ustawa zmienia system i odwagą jest podjąć się zmian - podkreślał, dodając, że opozycja nie miała odwagi, by wprowadzić w życie własne projekty ustawy refundacyjnej.
Przy okazji zarzucił przewodniczącemu sejmowej komisji zdrowia Bolesławowi Piesze z PiS, że od czerwca do grudnia ubiegłego roku na żadnym z 13 posiedzeń komisji nie postanowił, by ustawa refundacyjna stała się tematem obrad. Jak mówił Arłukowicz, Piecha zrobił to dopiero 30 grudnia, a więc dwa dni przed wejściem w życie ustawy. Podkreślił także, że przewodniczący komisji zdrowia nie złożył żadnego zapytania ani interpelacji ws. ustawy refundacyjnej.