Wyjazdy, darowizny (najczęściej od rodziców), mieszkania (też od rodziców), tablety, telefony, medale, a nawet... lot balonem - oto, co posłowie wpisują do rejestru korzyści. Mają obowiązek umieścić w nim wszystkie prezenty warte więcej niż połowa najniższej pensji, co w tej chwili wynosi mniej więcej 600 złotych.

REKLAMA

Prezentowi rekordziści to posłowie-ministrowie: Radosław Sikorski i Bogdan Zdrojewski. Pierwszy obdarowany został między innymi piórem należącym kiedyś do prezydenta Lecha Kaczyńskiego (minister otrzymał je od Janusza Palikota), dużym dywanem od ministra ds. energetyki Afganistanu, własnym portretem, zegarem od współpracowników, długopisem, piórem oraz wazą od chińskiego ministra spraw zagranicznych. Najciekawsze pozycje w jego rejestrze korzyści to jednak lot balonem podczas urlopu w Turcji, który dla niego i jego syna zasponsorował Konsul Honorowy w tym kraju, oraz pistolet maszynowy, kaliber 9 mm, od szefa fińskiego MSZ-etu.

Bogdan Zdrojewski największe szczęście ma z kolei do albumów, książek, płyt, ale w jego wybitnie kulturalnych zbiorach znalazły się również odlew konia arabskiego od jednego z ministrów Arabii Saudyjskiej czy puchar z bursztynu od związku rzemiosła.

Rejestry korzyści pozostałych posłów - o ile w ogóle cokolwiek zostało tam wpisane - wyglądają na tym tle bardzo mizernie. Prezentami bywają podróże. Marek Balt i Tadeusz Iwiński byli Chinach, Anna Bańkowska we Francji, Artur Górski w Kanadzie, Bartosz Kownacki w Brukseli. Zapraszają ich różne organizacje, ambasady albo Polonia. Do wyjazdów przyznaje się kilkunastu parlamentarzystów - oczywiście wszyscy jak jeden mąż podkreślają, że były to bardzo potrzebne i owocne wizyty. Największym podróżnikiem jest jednak Tadeusz Iwiński, który z Nigerii przywiózł jeszcze dodatkowe korzyści w postaci skór i zegara kwarcowego.

Co z resztą posłów? Ktoś dostał telefon, ktoś inny tablet, medal czy mundur górniczy. Jeden z posłów otrzymał mieszkanie od rodziców, a inny prawo do mieszkania - również od rodziców.

Z rejestru wynika również, że parlamentarzyści - choć nie powinni narzekać na zarobki - dość często korzystają z darowizn, najczęściej od rodziny. Anna Fotyga przyznała, ze pieniądze na kampanię wyborczą podarował jej... mąż. Antonii Macierewicz do rejestru wpisał tajemnicze 2842 euro od osoby prywatnej. Tłumaczy, że dostał je od Polaka mieszkającego za granicą, który chciał w ten sposób pomóc i ułatwić śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ryszard Kalisz bardzo skrupulatnie wpisuje z kolei wynagrodzenia za wykłady i udział w telewizyjnych programach. Od początku kadencji zarobił w ten sposób ponad 20 tysięcy złotych.

Większość parlamentarzystów rejestry ma jednak całkiem puste. Wszyscy pytani tłumaczą, że nie jest to kwestia zapominalstwa, ale po prostu nie dostali nic wartego więcej niż 600 złotych.

W Platformie Obywatelskiej najczęściej powtarzany jest przez nieobdarowanych taki żart: Zegarki oddałem Sławkowi Nowakowi, a uścisk dłoni premiera trudno wycenić...