Wciąż nie wiadomo, co i kiedy kupował marszałek Sejmu. Wbrew zapowiedziom Włodzimierz Cimoszewicz nie ujawnił danych dotyczących swojego rachunku maklerskiego. Dokumenty trafiły jednak do stołecznej prokuratury.
Na dzisiejszej konferencji, podczas której Cimoszewicz ogłosił, że wycofuje się z kampanii, na plan dalszy zeszły informacje dt. operacji giełdowych byłego już kandydata na prezydenta. Cimoszewicz materiałów nie pokazał. Powiedział jedynie, że na operacjach giełdowych stracił 14 tys. złotych.
Poza jedną wcześniej omawianą – polegającą na zakupie akcji firmy Orlen – dokonałem 8 transakcji. Wszystkie te transakcje miały wartość rzędu 38 tys. złotych. I dokonywane były na zasadzie kolejnego wykorzystywania moich oszczędności. Na tych transakcjach straciłem, a nie jak się informuje, robiłem kokosowe interesy - mówił Cimoszewicz.
Dlaczego marszałek Sejmu dokumentów nie pokazał? Tego już dziennikarze się nie dowiedzieli. Cimoszewicz nie odpowiadał bowiem na żadne pytania z sali. Głos w tej sprawie zabrał za to Tomasz Nałęcz, rzecznik byłego kandydata.
Zbyt dramatyczną złożył dziś państwu deklarację i zbyt dramatyczną dziś przed południem podjął decyzję, żeby jak buchalter, jak galicyjski księgowy w zarękawkach pokazywać państwu papiery - tłumaczył Nałęcz.
A przecież pokazanie dokumentów to najlepszy sposób, by udowodnić, że jest się czystym. Lepszy niż słowa.
Dodajmy, że całość dokumentów o transakcjach giełdowych Cimoszewicza jest w prokuraturze. Analizowanie tych papierów potrwa co najmniej do przyszłego tygodnia. Wtedy powinna zapaść decyzja, czy wznowić śledztwo w sprawie zatajenia informacji w oświadczeniach majątkowych Cimoszewicza.
Według nieoficjalnych informacji, które uzyskała nasza reporterka Agnieszka Burzyńska Włodzimierz Cimoszewicz obracał innymi niż PKN Orlen akcjami, których nie wykazał w oświadczeniach majątkowych.