Marek Belka, główny kandydat na premiera, mówił w 2002 roku, że jego celem jest, by w rękach państwa pozostało 10-15 proc. majątku narodowego. Prywatyzacja jednak się ślimaczy. Na dodatek najważniejszym decyzjom ministra skarbu towarzyszy aura skandalu.
Przypomnijmy ostatnie prywatyzacyjne przypadki ministra skarbu Zbigniewa Kaniewskiego. Energetyczna grupa G8 miała zostać sprzedana Janowi Kluczykowi. Po awanturze minister skarbu zmienia zdanie. Kaniewski wybrał też inwestora dla Huty Częstochowa wbrew jednogłośnemu werdyktowi komisji przetargowej.
Czarna legenda polskiej prywatyzacji bierze się przede wszystkim z braku przejrzystości – twierdzi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Według niego, prywatyzacja prowadzona przez rząd odbywa się pod presją najsilniejszych graczy na rynku: Rządy nasze nie są niesuwerenne wobec jakichś obcych mocarstw, tylko są niesuwerenne wobec grup interesów i na ich rzecz podejmują bardzo wiele decyzji gospodarczych - mówi Sadowski.
To choroba polskiej demokracji, potwierdza były już poseł Wiesław Walendziak: Im słabszy rząd, im słabsze zaplecze parlamentarne rządu, tym te patologiczne procesy bardziej się nasilają. To jest tak naprawdę problem Polski.
Nie powinno to dziwić, bo Polska to kraj, w którym minister skarbu potrafi w ciągu kilkudziesięciu godzin zmienić strategię prywatyzacji sektora energetycznego czy naftowego.
Kluczowe prywatyzacje pozostają pod wpływem oligarchów. (...) To są właśnie decyzje nie na rzecz interesu publicznego, tylko na rzecz jednych oligarchów i układów kapitałowych przeciwko innym - mówi Ludwik Dorn z PiS-u.
Premier Singapuru, kraju, w którym problem korupcji nie istnieje, mówi, że do rządzenia potrzebna jest jedna kompetencja – moralność. W Polce jednak wciąż dominuje inna maksyma: „rząd się sam wyżywi”.