49-letni pielęgniarz częstochowskiego pogotowia ratunkowego oskarżony o próbę zgwałcenia koleżanki z pracy. W lutym mężczyzna został zatrzymany. Spędził w areszcie trzy miesiące. Teraz grozi mu kara do 12 lat więzienia.
Nie znaleziono dowodów na to, by - jak sugerowano wcześniej - pielęgniarz miał także molestować nieprzytomne pacjentki karetek.
W przypadku dwóch innych pracownic pogotowia, które - jak zeznały - były molestowane przez pielęgniarza, postępowanie zostało umorzone. Kobiety nie złożyły wniosków o ściganie Witolda N. (takie przestępstwo jest ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej). Pielęgniarz był nieformalnym kierownikiem; m.in. wyznaczał dyżury i koordynował wyjazdy karetek.
Sprawa wyszła na jaw na początku tego roku. Pokrzywdzona - która pracowała w pogotowiu jako ratownik medyczny - powiedziała prokuratorom, że została zgwałcona pod koniec ubiegłego roku w siedzibie pogotowia.
Zanim do prokuratury trafił wniosek o ściganie Witolda N., o przypadkach molestowania w częstochowskim pogotowiu poinformowały media, powołując się na informacje od związkowców. Pielęgniarz miał się przyznać do winy, gdy ratowniczka powiadomiła dyrekcję.
Według doniesień prasowych, pierwsze sygnały dotyczące seksualnych nadużyć pielęgniarza z częstochowskiego pogotowia pojawiły się już 7-8 lat temu. Związkowcy sugerowali, że ten sam pielęgniarz molestował nie tylko inne kobiety zatrudnione w pogotowiu, ale także nieprzytomne lub półprzytomne pacjentki wożone w karetkach.
Jak powiedział prok. Tomasz Ozimek, m.in. z analizy wyjazdów karetek wynika, że mogło chodzić o młodą pacjentkę, która trafiła do karetki po tym, gdy zamierzała popełnić samobójstwo grożąc skokiem z wieżowca. Dziś kobieta nie żyje, dlatego również ten wątek został umorzony.