Częstochowa jest pierwszym miastem w Polsce, które będzie dopłacać do zabiegów in vitro. Program ma obowiązywać przez trzy lata. Uchwałę w tej sprawie przegłosowali tamtejsi radni. Jacek Żalek z konserwatywnego skrzydła PO uważa jednak, że decyzja jest bezprawna.
Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk mówi, że leczące się rodziny jeszcze w tym roku będą mogły liczyć na pieniądze. Najpierw jednak uchwała musi zostać ogłoszona urzędowo. Potem trzeba jeszcze znaleźć kliniki, które będą program realizować.
Dofinansowanie maksymalnie ma wynieść do 3 tysięcy złotych do każdego zabiegu. O pieniądze mogą się starać rodziny, które co najmniej od roku mieszkają w Częstochowie. Jest to program skierowany dla tych, dla których jedyną możliwą szansą, orzeczoną przez lekarzy, jest właśnie zabieg in vitro na to, żeby cieszyć własnym potomstwem - mówi prezydent miasta.
Szacuje się, że w Częstochowie jest teraz około 8 tysięcy par, które mają problemy z płodnością. Z programu będzie mogło skorzystać jednak tylko 160 z nich. To te pary, u których szansa na urodzenie dziecka, będzie największa. Kobieta powinna mieć od 20 do 37 lat. Trzeba też udowodnić, że inne metody nie skutkują. Co ważne, to wsparcie jednorazowe, dlatego trzeba się liczyć z własnymi wydatkami. Żadne małżeństwo nie dostanie pieniędzy do ręki. Urząd będzie się rozliczał z kliniką, która ma wykonać zabieg.
Według niego, władze Częstochowy wyraźnie wykorzystują fortel. Nie mogąc dofinansować in vitro wprost, wykorzystują niezaopiniowany program zdrowotny. To, że rada przyjęła uchwałę nie znaczy jeszcze, że uchwała wejdzie w życie. Ja zapoznałem się z opinią prawną, która mówiła, że taka możliwość jest wątpliwa - mówi Żalek w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym.
Premier Tusk, pytany przez naszą dziennikarkę w Brukseli, zapowiedział, że sprawa dofinansowania in vitro może zostać uregulowana drogą rozporządzenia, bez pytania o zdanie parlamentu. Po powrocie do Polski będę rozmawiał z ministrem, żeby rozważył możliwość wprowadzenia opisu procedury i programu rządowego, a co za tym idzie możliwość refundacji właśnie taką decyzją - skomentował. W parlamencie w tej sprawie jest - jak mówi Tusk - klincz między prawicą i lewicą.
Stolica nie zamierza dopłacać do in vitro, bo nie ma na to pieniędzy - ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder. Stolica tnie lub opóźnia inwestycje warte pół miliarda złotych. Gdyby nawet pieniądze były, to samorząd nie jest od finansowania podobnych procedur. Od tego jest NFZ, aby zabiegi medyczne refundować - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego ratusza.Najbardziej hojne państwa - pod względem refundacji zapłodnienia in vitro - to Belgia, Francja, Szwecja i Słowenia. Najbardziej skąpe? Irlandia i Wielka Brytania. Tak wynika z raportu Marka Connolly z uniwersytetu w Groningen w Holandii. Polska nie tylko należy do grupy skąpców, ale - jak powiedział dziennikarce RMF FM wysoki urzędnik w Komisji Europejskiej - jest także jedynym krajem w Unii, który nie przyjął regulacji dostosowujących nas do prawa europejskiego w zakresie in vitro.
Chodzi o unijną dyrektywę dotyczącą norm jakości i bezpieczeństwa komórek ludzkich. Nakłada ona na kraje Unii np. obowiązek rejestracji i akredytacji banków komórek. Nie ingeruje w sprawy etyczne, nie przesądza więc o dopuszczalności lub zakazie in vitro. Jeżeli in vitro jest wykonywane, to musi przeprowadzone zgodnie z zasadami bezpieczeństwa ustalonymi w dyrektywie - powiedział urzędnik. A tego w przypadku Polski - brak. To może grozić unijnym Trybunałem Sprawiedliwości. Zdaniem rozmówcy dziennikarki RMF FM, sytuacja w Polsce jest dziwna, bo w naszym kraju nie ma przepisów regulujących zapłodnienie in vitro. Komisja Europejska wielokrotnie zwracała uwagę polskim władzom na konieczność wprowadzenia odpowiednich regulacji.
Według raportu Marka Connolly, od 1978 roku urodziło się na świcie 5 mln dzieci w wyniku sztucznego zapłodnienia. Naukowiec ustalił, że istnieje związek między refundacją sztucznego zapłodnienia a przyrostem naturalnym. W Danii, gdy w 2011 zmniejszono poziom refundacji, zaczęło się rodzić mniej dzieci.