MEN zapowiada, że mimo epidemii we wrześniu nauczyciele dostaną 6 proc. podwyżki. Wypłacić ma je samorząd - pisze w"Gazeta Wyborcza". Już wiemy, że niektórym na to nie starczy - zaznacza gazeta, cytując szefa Związku Gmin Wiejskich.

REKLAMA

Jak podkreśla gazeta, przed nauczycielami kolejny trudny semestr. Według ministerialnych zapowiedzi czekają ich trzy warianty: albo trudna układanka stacjonarnej nauki, która w większych szkołach oznacza pracę na zmiany (bo ścisk w liceach i osiem klas podstawówki raczej uniemożliwiają zachowanie dystansu społecznego), albo nauka hybrydowa - z wykorzystaniem elementów nauki zdalnej i stacjonarnej, albo równie trudna nauka zdalna, "bo MEN przez wakacje nie ułatwił sprawy: nie przeszkolił nauczycieli, nie dał narzędzi ani sprzętu" - wskazuje dziennik.

"Już wiadomo - z relacji dyrektorów i samorządów - że nauczyciele na pieniądze za dodatkowe nadgodziny podczas nauki hybrydowej i zdalnej liczyć nie mogą. Bo kasy po prostu nie ma" - przekonuje "GW". Rząd nie wygospodarował, a samorządy już od roku alarmują, że subwencja oświatowa jest niewystarczająca i że PiS-owska reforma edukacji pochłonęła ich budżety - dodaje dziennik.

Gazeta wylicza, że po podwyżce stażysta z tytułem magistra będzie zarabiał 2949 zł brutto. A nauczyciel dyplomowany - 4046 zł brutto. To odpowiednio ok. 2150 zł i 3000 zł netto - czytamy. Z kolei nauczyciel stażysta z tytułem licencjata otrzyma równowartość płacy minimalnej. A ta w przyszłym roku ma zwiększyć się z 2600 zł do 2800 zł.

Rozesłaliśmy ankietę do wójtów i burmistrzów , czy będą w stanie te 6 proc. nauczycielom wypłacić. Wiemy już jednak, że niektóre gminy sobie nie poradzą - twierdzi cytowany przez gazetę wójt gminy Terespol i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich Krzysztof Iwaniuk. Dodaje, że reforma oświaty była kosztowna, " dochody z PIT nam spadły, podwyższenie przez rząd płacy minimalnej spowodowało, że musieliśmy te podwyżki wypłacić innym" - wyjaśnia.