Coraz więcej samolotów, coraz więcej pilotów, a przede wszystkim długi weekend - to zdaniem szefa szkolenia Aeroklubu Polskiego, kryje się za ostatnią serią katastrof awionetek. W ciągu ostatnich dni rozbiły się trzy maszyny - na warszawskim Bemowie, pod Piłą i niedaleko Łodzi. Zginęło sześć osób.
Zdaniem Ryszarda Michalskiego, szefa szkolenia Aeroklubu Polskiego wszystkie katastrofy awionetek z ostatnich dni łączy jeden fakt - do wszystkich doszło podczas lotów szkoleniowych i we wszystkich zginęła dwójka osób: uczeń pilotażu i instruktor. Szef szkolenia Areoklubu przekonuje jednak, że to tylko ponury zbieg okoliczności. Jego zdaniem, system nauki pilotażu jest zgodny z wyśrubowanymi normami międzynarodowymi, a katastrofy mogą być skutkiem usterek maszyn. Może siedzieć najlepszy instruktor, mogą być zachowane wszelkie procedury, dojdzie do usterki technicznej w jakiejś sytuacji i też możemy mieć problem - powiedział w rozmowie z RMF FM Ryszard Michalski.
Z roku na rok zainteresowanie amatorskim pilotażem wrasta - według szacunków - nawet o jedną czwartą.
W czwartek w katastrofie awionetki pod Piłą w Wielkopolsce zginęły dwie osoby: instruktor i jego uczeń. Ultralekki dwumiejscowy samolot typu Zodiak spadł w lesie około 100 metrów od lotniska Aeroklubu Ziemi Pilskiej, leżącego pod Piłą. Samolot należał do czeskiej szkoły latania, która ma filię w Pile.
We wtorek samolot roztrzaskał się na warszawskim lotnisku Bemowo. Maszyna spadła i stanęła w płomieniach. Zginęły dwie osoby - instruktor i jego uczeń. Lot miał charakter szkolno-treningowy - ćwiczyli wzbijanie się w powietrze i lądowanie chwilę potem.
Dwa dni wcześniej, w niedzielę, dwie osoby zginęły w katastrofie awionetki w pobliżu Góry Kamieńsk koło Radomska w Łódzkiem. Maszyna spadła na ziemię wkrótce po starcie. Z jej znalezieniem były problemy - spadła na terenie zalesionym.