Na razie na miejsce katastrofy budowlanej w Katowicach nie wjedzie ciężki sprzęt - taką decyzję podjął sztab kryzysowy wojewody śląskiego. Wprowadzenie ciężkiego sprzętu byłoby równoznaczne ze zniszczeniem ważnych dowodów, a na to nie chce się zgodzić prokuratura.
Zanim zostanie podjęta jakakolwiek decyzja, na miejscu pojawią się dwa zespoły ekspertów. Mają one wypowiedzieć się co do przyczyn katastrofy. Kiedy już wydadzą swoją opinię, będzie można odpowiedzieć na pytanie czy powinno się używać tego ciężkiego sprzętu, czy też nie. Do tego czasu właściciel tragów ma uprzątnąć teren wokół hali.
Jak się okazuje w sobotę, kilka godzin przed katastrofą - w hali był powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Nie wiadomo jednak czy inspektor oprócz pojawienia się w hali cokolwiek zrobił. Dziś próbowali dociekać tego posłowie w komisji infrastruktury: Wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego a on był naszym partnerem do rozmowy nie znał szczegółów, nie wiedział co ten powiatowy tam robił, ale widział o tym, że był obecny - mówi RMF Bogusław Kowalski - przewodniczący sejmowej komisji infrastruktury, zajmujący się badaniem przyczyn katastrofy.
Nie wiadomo czy przeprowadził jakąś kontrolę. Prawdopodobnie jednak nie, bo gdyby się tak stało śniegu na dachu by nie było. Większość ekspertów pracujących dla prokuratury podkreśla, że gruba warstwa lodu na dachu ma tutaj ogromne znaczenie. Już wkrótce sprawą nadzoru budowlanego w całej Polsce zajmie się Najwyższa Izba Kontroli.