Musi wyprowadzić się ze służbowego mieszkania, bo dom, w którym się ono mieści, grozi zawaleniem. Jednak kolej, na której przepracowała blisko 30 lat, oferuje jej w zamian rudery. Pani Kazimiera Matyjaszczyk z Lublina ma 61 lat. Opiekuje się nią syn. Mieszkanie, 36 metrów - pokój z kuchnią - dostała od kolei jako służbowe.
Pani Kazimiera mieszka w starym przedwojennym budynku, pokrytym eternitem. Dach nadaje się wymiany. Na strychu pani Kazimiera z synem rozłożyli folię, żeby sufit nie przeciekał, gdy pada. Zresztą strach na strych wejść, bo strop może się zawalić. Deski podłogowe uginają się pod nogami.
Mieszkanie pani Kazimiery jest czyste i schludne, choć skromne. Aneks kuchenny, mała łazienka, którą sama z synem zrobiła kosztem pokoju i drugi pokój. Dwa węglowe piece. Luksusów nie ma, ale da się mieszkać - mówią razem z synem. To, co mogli zrobić we własnym zakresie, przez lata robili. Regularnie remontowali, na własny koszt wymienili okna, zrobili łazienkę, wyposażyli. Człowiek - choć to wszystko kolejowe – wiadomo, chce mieszkać - mówi pani Kazimiera. Oni np. w kwestii okien wciąż odpisywali, że nie mają pieniędzy. Robiliśmy sami. Na własny koszt - mówi.
Nie wiem już, co mam zrobić, jak wy mi nie pomożecie, to nie wiem, co się stanie - mówi pani Kazimiera.
Pani Kazimiera jest schorowana. Musi przejść dwie operacje - jedną z nich na biodro. Nie może dźwigać, ma problemy z chodzeniem.
Zaproponowano jej mieszkanie w starych kamienicach na pierwszym piętrze albo na czwartym. Oba z piecami węglowymi. Jeśli na piętrze, to musi być centralne ogrzewanie - mówi Kazimiera Matyjaszczyk. Ja jestem wrakiem człowieka, przepracowałam na kolei 29 lat. Nie jestem w stanie dźwigać węgla. Syn pracuje całymi dniami, nie poradzę sobie - skarży się kobieta.
Kilku mieszkań pani Kazimiera nawet nie oglądała, bo proponowano jej 16 metrów zamiast 36. Jeden ciasny pokój, ze wspólną toaletą na korytarzu. Z synem w jednym łóżku mam spać - mówi.
Po wymianie pism w końcu zaproponowano jej mieszkanie porównywalnej wielkości, ale zdewastowane, zaniedbane, wymagające gigantycznych nakładów finansowych, żeby w ogóle można było w nim zamieszkać. Trzeba wydać ze 100 tysięcy, a skąd ja mam je wziąć? - pyta pani Kazimiera. I jeszcze na piętrze, bez centralnego ogrzewania, z piecami węglowymi. Naprawdę nie chcę luksusów - mówi. Niech mi dadzą mieszkanie z łazienką, jeśli na piętrze to z centralnym ogrzewaniem i nie zdewastowane. Żeby można było je odmalować i zamieszkać – dodaje.
Interweniowaliśmy w sprawie pani Kazimiery w PKP. Pracownica w lubelskim oddziale nieruchomości odsyła do centrali w Krakowie lub do biura prasowego PKP. Reporter RMF FM przesłał do centrali PKP zdjęcia proponowanych lokali z pytaniem, czy w ogóle moralne jest proponowanie czegoś takiego. Na razie Krzysztof Kot czeka na odpowiedź.
Krzysztof Kot
(mpw)