Dyrektor łódzkiego pogotowia ratunkowego przyznaje: był chaos w czasie akcji ratowniczej po karambolu na S8 w Kowiesach. W nocy z soboty na niedzielę zderzyło się osiem aut osobowych i dwie ciężarówki. Zginęło troje obywateli Czech, w tym dziecko. Według "Dziennika Łódzkiego", pierwsza karetka dotarła na miejsce wypadku dopiero po ponad 20 minutach. Sprawę bada już prokuratura w Rawie Mazowieckiej.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Na miejscu sobotniego karambolu na S8 w Łódzkiem był chaos, ale dyspozytor łódzkiego pogotowia działał prawidłowo, zgodnie z procedurami i rozsądnie - tak pracę dyspozytora ocenia dyrektor łódzkiego pogotowia Bogusław Tyka.
Jego jurysdykcji podlegał jeden powiat, który znajdował się w miejscu zdarzenia. Natomiast nasz dyspozytor zachował się na tyle przytomnie, że wykorzystał wszystkie siły i środki dostępne dla niego w tej sytuacji. Skorzystał z pomocy województwa mazowieckiego, z pomocy pogotowia z Rawy Mazowieckiej, które nie są naszym pogotowiem. Skorzystał z jednostek powiatów ościennych, które też nie są naszym pogotowiem - powiedział reporterce RMF FM Bogusław Tyka.
Dyrektor łódzkiego pogotowia przyznaje jednak, że na miejscu karambolu był "totalny chaos". Zadaniem moich ludzi było ten chaos opanować i oni go opanowali - podkreśla.
Tyka wyjaśnia, że zgodnie z przepisami, koordynacją działań na miejscu karambolu powinien się zająć lekarz z pierwszej karetki, która pojawiła się na miejscu. Według ustaleń była to ambulans z Białej Rawskiej, która podlega mazowieckiemu pogotowiu.
Nie była to nasza karetka, w związku z tym obowiązki przejął nasz lekarz z karetki, która dojechała ze Skierniewic - wyjaśnia.
"Dziennika Łódzkiego" napisał, że pierwsze zgłoszenie o wypadku wpłynęło do Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Łodzi o godz. 23.27, a pierwsza karetka pojawiła się na miejscu dopiero o godz. 23.57. Według gazety, wynikało to m.in. z tego, że przez blisko trzy minuty operator i dyspozytor ustalali między sobą dokładną lokalizację miejsca wypadku. Dyspozytor z Łodzi wysłał na miejsce karetkę specjalistyczną ze Skierniewic, pierwsza na miejsce dojechała jednak karetka podstawowa z Białej Rawskiej.
Kontrolę działań medycznych zlecił minister zdrowia. Chce sprawdzić przede wszystkim, czy stacje pogotowia ratunkowego, wysyłając pomoc na miejsce wypadku, dochowały wszelkich procedur. Chodzi między innymi o ustalenie, czy reakcja dyspozytora była prawidłowa, jaki był czas tej reakcji, skąd wysłano karetki na pomoc poszkodowanym. Badana będzie też dokumentacja medyczna, a także nagrania rozmów dyspozytora z załogami ratowniczymi.
Prokuratura w Rawie Mazowieckiej będzie badać prawidłowość działań służb ratunkowych podczas akcji. Zabezpieczone zostały zapisy rozmów zespołów pogotowia, śledczy planują przesłuchanie pracowników służb medycznych.
(j.)