"Musimy walczyć, by historia się nie powtórzyła. Uczcijmy miliony, które tu zginęły. Pokonajmy strach przed nieznanym. Budujmy mosty. Więcej nas łączy niż dzieli" – mówiła była więźniarka KL Auschwitz Anita Lasker-Wallfisch podczas obchodów 76. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Dyrektor Muzeum Auschwitz Piotr Cywiński zwrócił z kolei uwagę, że ludzie łudzą się, iż to wojny, katastrofy czy pandemie zmieniają świat. „Tymczasem to nasza obojętność rodzi najwięcej ofiar, a wśród nich - najsłabsze, najufniejsze i najbardziej niewinne – są zawsze dzieci” - podkreślił.
Przyjechałam pod tę bramę pod koniec 1943 r. pozbawiona najmniejszych złudzeń. Wszyscy wiedzieli, co się tu działo. Miałam 18 lat i miałam spłonąć, zamienić się w dym. To, że wciąż żyję, zawdzięczam absurdom tego życia. Wierzcie lub nie, ale w tym piekle była muzyka, a ponieważ umiałam grać na wiolonczeli, to mogę teraz dzielić się tu z wami moją historią - mówiła Lasker-Wallfisch.
Była więźniarka, urodzona w rodzinie niemieckich Żydów, podkreśliła, że "przewidywana długość życia w Auschwitz dla tych, którzy nie poszli prosto do gazu, to były trzy miesiące". Ona spędziła tam rok. Później, gdy Armia Czerwona się zbliżała, została przeniesiona do obozu Bergen-Belsen. Jakimś cudem przeżyłam tam czas aż do wyzwolenia przez Armię Brytyjską - mówiła.
Po wojnie wraz z siostrą dotarła do Anglii. Byłyśmy na tyle naiwne, by myśleć, że opowiemy światu, co się działo, i że to będzie koniec tych bezcelowych morderstw, ksenofobii i antysemityzmu. Myliłyśmy się. Nikt nas o nic nie pytał. A teraz jesteśmy wręcz świadkami prób dyskredytowania tego, co działo się w takich miejscach, jak Auschwitz i wielu innych - podkreśliła.
Lasker-Wallfisch zaapelowała w swoim wystąpieniu do kolejnych pokoleń: "nie zawiedźcie nas"! Prosiła, by nie pozwolono na "zniekształcenie pamięci i jej zatrucie przez niecnych naukowców, którym przyświecają ksenofobia i antysemityzm". Sami uczcie się historii tych, którzy zostali skazani na upokorzenie i wystawieni na krańcową próbę. To byli tylko zwykli ludzie. Istoty ludzkie. Zanim podzielono ich ze względu na ich narodowość czy wiarę. Zaprzeczając temu, co miało miejsce i trując się nienawiścią, mordujemy te ofiary po raz drugi - stwierdziła.
Była więźniarka podkreśliła, że wciąż należy walczyć, by historia się nie powtórzyła. Uczcijmy te miliony, które tu zginęły. Pokonajmy strach przed nieznanym. Budujmy mosty, rozmawiajmy ze sobą, świętujmy naszą różnorodność, ponieważ tak naprawdę więcej nas łączy niż dzieli - wskazywała.
Podkreśliła zarazem, że dziś "stajemy przed nowym wyzwaniem braku poszanowania dla rasy, koloru skóry czy wyznania, a niewidzialny wróg, nieznany wirus, odbiera ludziom życie".
Uczcijmy dziś tych, których tu zesłano i zamordowano. I nigdy, nigdy, przenigdy nie zapominajmy! - zakończyła.
Anita Lasker-Wallfisch urodziła się 17 lipca 1925 r. we Wrocławiu, który wówczas należał do Niemiec. Do Auschwitz trafiła w grudniu 1943 r. Jesienią 1944 r została przewieziona do obozu Bergen-Belsen. W nim doczekała wolności.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Podczas tegorocznych obchodów los dzieci w Auschwitz został szczególnie wyeksponowany. Niemcy zgładzili ich w obozie ponad 200 tys. - w przytłaczającej większości Żydów.
Małe dzieci żydowskie i romskie. Dzieci polskie z Zamojszczyzny. Dzieci białoruskie spod Grodna. Dzieci przywożone z powstańczej Warszawy. W obozie dzieci się też rodziły. Zamiast przychodzić na świat z własnym życiem się tutaj rozmijały. Ponad 200 tys. dziecięcych ofiar. Kilka setek ocalałych dzieci - mówił dyrektor Cywiński podczas obchodów, które w tym roku w sposób szczególny odnosiły się do najmłodszych ofiar.
Cywiński podkreślił, że tak jak ofiarom nie można przywrócić życia, tak nic nie odda ocalałemu dziecku jego utraconego dzieciństwa.
Patrząc w oczy najmłodszym ofiarom Auschwitz nie można nie zadać pytania o nas samych, powojennych. Bo dzieci i dziś są mordowane, sprzedawane, wykorzystywane niewolniczo, głodne i głodzone, porzucane i osamotnione! Dlaczego więc czujemy się tak bardzo dalecy od czasów obozowych? Ludzie nigdy tak wiele nie mogli i nie potrafili, jak mogą i potrafią dziś. Tymczasem wszyscy bardziej dbamy o to, by samych siebie urządzić w swoim świecie, niż tworzyć świat lepszy dla dzieci i dla całej przyszłości - wskazywał.
Dyrektor mówił, że chcemy, by dzieci szanowały innych ludzi, ale i pytał: czy my ich zdanie szanujemy? Chcemy, by dzieci żyły w ufności, a czy potrafimy im zaufać? Chcemy, by dzieci zachowywały się odpowiedzialnie, ale czy ich problemów nie lekceważymy? Chcemy, by dzieci wzrastały w miłości, ale czy dajemy im odczuć, że je kochamy? Chcemy, by były zdolne do reakcji na zło, a sami, na ich oczach, niemalże nie robimy nic - podkreślał.
Cywiński zacytował słowa Janusza Korczaka, który ostrzegał: "Nie wolno zostawiać świata jakim jest!". Przyszłość nie jest tym, co nadejdzie kiedyś, później, sama z siebie. Ona już jest obecna, już żyje i się rozwija w naszych zamiarach, wyborach i w naszej obojętności. Gdzie dziś widać przyszłość lepiej, niż w naszej dzisiejszej bierności, Niezdolności do reagowania, do niesienia pomocy? - powiedział.
Dyrektor Muzeum, kończąc wystąpienie, wskazał, że ludzie łudzą się, iż to wojny, katastrofy czy pandemie zmieniają świat. Tymczasem to nasza obojętność rodzi najwięcej ofiar, a wśród nich - najsłabsze, najufniejsze i najbardziej niewinne - są zawsze dzieci - podkreślił.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Przy pomniku Bohaterów Getta w Warszawie upamiętniono ofiary Holokaustu