6-letnia Zarka – Afganka postrzelona przez talibów, która przyjechała do Polski na leczenie, jest w dobrym stanie fizycznym i psychicznym. Będzie operowana w ciągu dwóch tygodni – ogłosili lekarze z Bydgoszczy. Dziewczynka spotkała się dziś z dziennikarzami. Była widocznie zdenerwowana, nie odezwała się ani słowem. Lekarze tłumaczą jej zachowanie w bardzo prozaiczny sposób. Przekonują, że nie przywykła jeszcze do tego, że interesują się nią media.

REKLAMA

Przez najbliższe kilka dni dziewczynka będzie odpoczywać. Bydgoscy lekarze muszą ocenić przebieg dotychczasowego leczenia i przygotować ją do zabiegu. Operacja powinna odbyć się w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Później dziewczynkę czeka rehabilitacja -możliwe, że nawet kilkumiesięczna.

Jeśli rodzice Zarki tak zadecydują, po operacji dziewczynka poleci z powrotem do Afganistanu. Tam jednak niemożliwe jest prowadzenie skutecznej rehabilitacji, więc po jakimś czasie 6-latka będzie musiała ponownie zawitać do Bydgoszczy.

Dziecko postrzelone przez talibów

6-letnia Afganka Zara Niazi przyjechała w piątek późnym wieczorem do bydgoskiego Szpitala Wojskowego.

Zarka została postrzelona w nogę 10 października podczas wymiany ognia między afgańską policją a rebeliantami. Kula trafiła w lewe udo - dziewczynka w ciężkim stanie trafiła do szpitala polowego, gdzie zajęli się nią stacjonujący w Afganistanie polscy lekarze. Medycy opatrzyli ranę, ale stwierdzili też, że potrzebna jest specjalistyczna operacja rekonstrukcji nerwu kulszowego, której nie da się przeprowadzić w warunkach polowych.

Zabieg, którego potrzebuje Zara jest bardzo drogi - według lekarzy może pochłonąć od 30 do 55 tys. zł. (dokładne koszty będą znane po operacji i rehabilitacji).

Ogromna maskotka dla Zary Niazi / PAP/EPA /
Zara i komendant szpitala pozują do zdjęcia wraz z ogormnym pluszakiem / PAP/EPA /
Mała Zaraz w drodze na konferencję prasową / PAP/EPA /
Komendant szpitala, płk dr Krzysztof Kasprzak przekazuje maskotkę Zarze Niazi / PAP/EPA /
Dziewczynka jest pod opieką najlepszych specjalistów / PAP/EPA /

Paweł Balinowski