Są wnioski o areszt sześciu uczestników buntu w poznańskim poprawczaku. Jutro zajmie się nimi sąd. Wychowankowie zakładu poprawczego usłyszeli zarzuty spowodowania powszechnego niebezpieczeństwa i zniszczenia mienia. Grozi im 10 lat więzienia.
Prokuratura może ukarać wychowanków zakładu za spowodowanie pożaru, ale nie postawi im zarzutu buntu, bo kodeks karny nie przewiduje takiego przestępstwa. Za niesubordynację ukarać tych młodych ludzi może sam zakład poprawczy karą regulaminową, np. nie wypuszczając ich na urlop.
Jeden z zatrzymanych, Krzysztof B., usłyszał również zarzut znieważenia i naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, czyli uderzonego drewnianym przedmiotem wychowawcy placówki. Siódmy z wychowanków nie skończył 17 lat. Jego udział w podpaleniu barykady oceni sąd rodzinny.
We wtorek około godz. 23 kilkunastu wychowanków placówki zabarykadowało się na trzecim piętrze budynku. Wynieśli na główny hol łóżka, szafki i stoły, po czym podpalili barykadę. Po ugaszeniu pożaru i wkroczeniu policji zatrzymano pięć osób. Dwie kolejne zostały zatrzymane później. W budynku w chwili zajścia przebywało 18 wychowanków.
Według dotychczasowych ustaleń śledczych, przyczyną zajścia było nieudzielenie przepustek niektórym wychowankom. Zdaniem dyrekcji placówki, część wychowanków chciała uciec z zakładu, a wszczęcie buntu i podpalenie miało ukryć nieudaną próbę ucieczki i rozłożyć odpowiedzialność na wszystkich uczestników zajścia.
Wiemy, że cała akcja była zaplanowana wcześniej. Jeden z wychowanków napaścią na wychowawcę chciał zyskać uznanie w oczach współwięźniów w zakładzie karnym, do którego spodziewał się trafić. Kiedy próba ucieczki się nie powiodła, postanowili wywołać bunt - powiedział zastępca dyrektora placówki Sebastian Dec.
Podczas interwencji trzech policjantów podtruło się dymem, jeden doznał obrażeń ręki. Lekkie obrażenia odniosło także trzech wychowanków.