W Braniewie (woj. warmińsko-mazurskie) rozpoczęło się podnoszenie zniszczonych wagonów, które trzy dni temu po przejechaniu samotnie 12 kilometrów rozbiły się o hałdę piasku. Wagony wypełnione węglem nie zostały zabezpieczone płozami hamulcowymi i same zaczęły pędzić po torach.

REKLAMA

Policjanci z Braniewa prowadzą śledztwo w sprawie sprowadzenia zagrożenia w ruchu kolejowym. Funkcjonariusze przesłuchali pracowników PKP: manewrowego, ustawiacza i dwóch maszynistów. Jedna z tych osób była pod wpływem alkoholu – miała 3,1 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Wszyscy zarzekali się, że zabezpieczyli skład płozami hamującymi, jednak nie potrafili tego w żaden sposób udowodnić.

Jak ustalił reporter RMF FM Daniel Wołodźko, gdy wagony zaczęły pędzić, przerażeni pracownicy PKP wysłali za nimi lokomotywę. Nie było jednak możliwości przechwycenia składu, więc maszynista za każdym razem, gdy ten zbliżał się do przejazdów kolejowych, wydawał sygnały ostrzegawcze.

Rozpędzony skład dzięki przytomności nastawniczego został skierowany na ślepy tor, gdzie uderzył w nasyp z piasku. Siła uderzenia była tak duża, że 6 z 10 wagonów wykoleiło się.

Akcja uprzątnięcia bałaganu na torach potrwa tydzień.