Świąteczne produkty w tym roku w sklepach pojawiły się już 17 września, znacznie wcześniej niż w latach ubiegłych, co zauważył prof. Waldemar Kuligowski, antropolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gość Marcina Jędrycha w Radiu RMF24. "Na tym polega chyba cały problem, że kiedy nam się coś bardzo długo podstawia pod nos, to nawet jeśli to będzie coś przez nas ulubionego, to musi się nam w końcu znudzić, a wreszcie i zacząć nas irytować" - ocenił ekspert.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Antropolog wyjaśnił, że ten wybuch świątecznych produktów w sklepach ma związek z odmiennie rozumianymi celami handlowymi i kulturowymi, związanymi z przeżywaniem świąt.
Ta większość z nas, z którą rozmawiam, która odpytywana jest przez ankieterów, która wypowiada się na forach internetowych jest tym zniesmaczona, zmęczona, poirytowana. Żeby dobrze przeżywać święta nie można ich zacząć 17 września ani nawet pod koniec października - tłumaczy prof. Kuligowski.
Ekspert wyjaśnił jednak, że handlowcy mają dobre powody, by rozpoczynać sprzedaż świątecznych produktów tak wcześnie: Mówią o tym, że jak mamy więcej tygodni na to, żeby zakupić coś związanego ze świętami, to tę decyzję podejmujemy mniej nerwowo, nie musimy wywracać do góry nogami swojego budżetu jednomiesięcznego, ale to może być budżet październikowo-listopadowo-grudniowy.
Tak wcześnie rozpoczęty handel produktami świątecznymi odbija się jednak na jakości przeżywania świąt, co zauważa ekspert: Na tym polega chyba cały problem, że kiedy nam się coś bardzo długo podstawia pod nos, to nawet jeśli to będzie coś przez nas ulubionego, to musi się nam w końcu znudzić, a wreszcie i zacząć nas irytować.
Okazuje się jednak, że nie we wszystkich miastach w Polsce wygląda to jednakowo. W niektórych miastach ta polityka jest taka, że dopiero od 6 grudnia na ulicach i w przestrzeniach publicznych pojawiają się świecące ozdoby, muzyka. Gdzie indziej jest to wcześniej. Więc sprawa jest dość skomplikowana. To nie tylko leży po stronie sieci handlowych, także tych zagranicznych, ale również trochę po stronie władz lokalnych i samorządów - ocenia Waldemar Kuligowski.
Marcin Jędrych zauważył, że obecna sytuacja ekonomiczna skłania miasta do oszczędzania energii, ale także oglądania każdej wydawanej złotówki, co może spowodować, że jedynymi świątecznymi dekoracjami, jakich możemy doświadczyć w tym roku, będą właśnie te w sklepach.
Antropolog stwierdził, że może to wyzwolić w nas tęsknotę za tym, jak dawniej były obchodzone święta w miastach. Jednak to nie jedyna zmiana, jaka może czekać nas w tym roku.
Po doświadczeniu pandemii, które nas nauczyło, jak ważne jest być razem i w trakcie trwającego doświadczenia wojny, czyli takiej sytuacji, która wzmaga w nas myślenie o tym, jak ważne jest bezpieczeństwo, być może te święta i tak będą zupełnie inne. Bardziej wspólnotowe, bliskie, oparte na tych emocjach, które ogniskujemy w związku z osobami, z którymi coś nas łączy. To niekoniecznie więzy rodzinne, ale przyjacielskie, kumplowskie itd. w pewnym sensie wrócą do źródeł. Bez tego ogromnego blichtru, który właśnie rozciąga się już w dość nieznośny sposób od połowy września - powiedział Waldemar Kuligowski.
Opracowanie: Kinga Adamczyk