Jest mężem, ojcem Antosia i Zosi oraz przedsiębiorcą. W każdej z tych ról stara się spełniać. Jest także blogerem. W internecie z innymi rodzicami dzieli się wiedzą na temat związków i wychowania dzieci. Jako Tata prezes szuka odpowiedzi na pytania nurtujące młodych rodziców, opowiada też o własnych doświadczeniach. W Dzień Ojca z Krzysztofem Opeldusem rozmawiała Marlena Chudzio.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

„Ojcem można być, na bycie tatą trzeba zasłużyć”. Marlena Chudzio rozmawia z blogerem Krzysztofem Opeldusem

Marlena Chudzio : Ojcostwo pana zaskoczyło?

Krzysztof Opeldus, blog Tata prezes: Myślę, że tak - nawet bardzo. Nie w takim sensie, że stałem się ojcem i nie wiedziałem, co dalej, jak się odnaleźć w tej roli. Wręcz przeciwnie. Myślę, że w tej roli naprawdę świetnie się czuje i świetnie się też odnajduję. Mam tu na myśli bardziej taką przygodę życia i dostosowanie do nowej sytuacji. Nie sądziłem, że będzie to takie fascynujące, a zarazem proste. To jest taka ogromna odpowiedzialność. Widzę, że to też ma wpływ na wiele obszarów mojego życia. Decyzje są inne niż wcześniej. Dostrzegam teraz, jak w wielu sytuacjach jestem potrzebny. Muszę być elastyczny i to moje ojcostwo traktować priorytetowo. To też taki duży projekt, który nigdy się nie kończy. Mam wrażenie, że w pakiecie z dziećmi dostałem lepszą zdolność do oceny sytuacji i podejmowania decyzji, również tych zawodowych. Chcę się radością z ojcostwa dzielić z innymi. Zarażać ich tym. Zarażać to może nie jest najlepsze słowo w obecnej sytuacji (śmiech). Chcę się po prostu tym dzielić, żeby też inni mogli z tego czerpać.

Ojcami zostaje wielu mężczyzn. Nie każdy decyduje się pisać o tym bloga. Jego nazwa jest trochę prowokacyjna: Tata prezes.

U mnie wyszło to naturalnie. Jest to fascynujące, bo robię to z największą przyjemnością. Nazwa rzeczywiście jest kontrowersyjna. Jak ją wymyśliłem, to właśnie miałem też takie pierwsze skojarzenie. Później zapytałem o to moją żonę. Jej odczucia były identyczne. Jednak się na tę nazwę zdecydowałem i nie ukrywam, że wykorzystałem trochę wiedzy z zakresu marketingu. By tę kontrowersyjność wykorzystać dla siebie. Ta nazwa w pewnym sensie ma też związek z moim życiem zawodowym. Jak się okazało, nazwa przyjęła się bezbłędnie i nie ma wokół niej żadnych kontrowersji, bo też myślę, że nazwa ma drugie dno. Prezes nie zawsze kojarzy się dobrze, zwłaszcza na filmach. Osoba ta patrzy z góry. Czasem jest to ktoś, kto pozornie nic nie robi, wszystko mu się należy itd. Jednak w prawdziwym życiu prezes ma bardzo odpowiedzialną rolę, bo jest to taki synonim zarządzania. Właśnie rola taty mnie osobiście sprowadza do bardziej odpowiedzialnego zarządzania w moim życiu. To zarządzanie będzie miało ogromny wpływ na przyszłość moich dzieci.

I jest pan też szefem "Firmy Dom"? Głową rodziny? Dyrektorem zarządzającym?

Powiedzmy, że zarządzanie mam we krwi. Nie potrafię żyć bez tego. Na gruncie domowym to bardziej odpowiedzialne zarządzanie czułością i relacjami. Często właśnie w rodzinie podejmuje się zupełnie inne decyzje niż w firmie. Dosłownie wręcz odwrotne decyzje np. w trudnych sytuacjach zgadzam się na moją stratę, żeby w rodzinie inni zyskali. Zaś w firmie, na gruncie zawodowym, raczej idzie to drugim kierunku.

Jak wygląda pana codzienna rzeczywistość domowa?

Mam nadzieję, że podobnie jak w innych domach. Jestem zaangażowany w życie domowe zarówno jako mąż i jako ojciec. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. To też wynika z mojej osobistej potrzeby. Po prostu chcę w tym uczestniczyć i chcę być w tym domu. Mamy też męskie i damskie obowiązki, ale jest wiele wspólnych. Codzienność jest po prostu zwyczajna. To są rozmowy z dziećmi, spacery, wspólne posiłki. Dla mnie ważne jest to, żeby ten posiłek wspólny był w ciągu dnia chociaż jeden, żebyśmy mogli budować więzi w takich prostych czynnościach. Uczestniczę w usypianiu. Gdy mogę, to gotuję. Wspólne wieczory z żoną, to też jest taki stały punkt naszego dnia. Teraz troszkę się to wszystko zmieniło, bo w ostatnich miesiącach pandemia zmieniła naszą codzienność. Jestem bardziej zaangażowany w życie zawodowe. Żona przejęła trochę dzieci, ale to nie oznacza, że mnie nie ma. Gdy wracam z firmy, żona ma wakacje, a ja przejmuję dzieci. Myślę, że w codzienności takie najważniejsze jest po prostu bycie. Po prostu bycie. Widzą to dzieci. Mają obraz taty - faceta, który uczestniczy w życiu domowym, jest zawsze dostępny, można na niego liczyć. Wspiera swoją żonę i widzą też, jak się odnoszę do mojej żony. Myślę, że będzie im łatwiej wejść w rodzinę w dorosłym życiu.

Dla kogo pan pisze?

Głównie piszę do rodziców, ale nie tylko tych, którzy już się ogarnęli z rodzicielstwem. Również do tych, którzy się nad nim zastanawiają albo oczekują dziecka. Zapraszam ich do wspólnej przygody.

Wspieram też kobiety w ciąży, bo zdarzają się sytuacje, w których są pozostawione same sobie. Mnie osobiście to naprawdę boli. Piszę do kobiet i mężczyzn, którzy gdzieś pogubili się w relacjach. Próbują to poukładać, a ja próbuję im pokazać dwa światy i niestety dwa różne punkty widzenia. Choć relacje damsko-męskie na moim blogu nie są numerem jeden, nie ma dnia, żebym nie otrzymał maila, prywatnej wiadomości od osób, które z trudnościami w relacjach się borykają. Myślę, że to pokazuje, jak bardzo wielka jest potrzeba mówienia o związkach po prostu, bez cukru, zwyczajnie. Jak to rzeczywiście w życiu wygląda.

Jedne wpisy na blogu są z pozycji eksperta, inne pełne osobistych refleksji. Które są trudniejsze pana zdaniem do stworzenia?

To są trudne pytania. Pozycja z perspektywy eksperta wymaga ode mnie bycia obiektywnym. Zależy mi na tym, aby szukać potwierdzenia w źródłach, u ludzi mądrzejszych ode mnie. To wymaga dużego nakładu pracy, aby nie utracić takiej rzetelności. Z drugiej strony, jeśli musiałabym wybrać, to jednak te osobiste refleksje są najtrudniejsze. W tych tematach zapraszam ludzi do mojego życia, a te refleksje nie zawsze pokazują mnie w roli super ojca czy super taty. Przyznaję się też do błędów i gdy o nich piszę, to muszę wyważyć te słowa w taki sposób, aby nie zostać źle zrozumianym.

Czy rodzicielstwo ma płeć? Czy ojcostwo to jest trochę coś innego niż macierzyństwo?

Myślę, że tak, zdecydowanie rodzicielstwo ma płeć. Czasem ojcostwo spycha się na dalszy plan jako np. tę mniej ważną rolę. Ja myślę, że to jest wielki błąd. Mama i tata mają swoje role w życiu dziecka. Tak naprawdę nie da się ich pozamieniać. Mama choćby nie wiem jak się starała, nie jest w stanie zastąpić dziecku ojca. I tak samo odwrotnie. Nawet najlepszy tata nigdy nie wypełni tej pustki w dziecku po braku mamy. Rola ojca i mamy jest tak samo ważna i tak samo potrzebna.

A pana bloga czytają ojcowie czy matki? Pisze pan na przykład o ciąży. Ciekawa jestem, czy spotyka się pan czasem z zarzutem, że co pan, jako mężczyzna, może o tym wiedzieć?

Zdecydowanie więcej czyta mnie kobiet czyli matek. Tak naprawdę przestałem się doszukiwać tu jakiegoś przeważającego powodu. Raczej wynika to z męskiej natury. Nas mężczyzn trudno jest przekonać do zaangażowania się w czytanie - nazwijmy to - treści życiowych. Z każdego męskiego komentarza, gdy się pojawia, na pewno cieszę się podwójnie. Daje mi to wielką radość i satysfakcję, że jednak ten męski świat próbuje szukać treści na takie tematy. Jeżeli chodzi o ciążę, to dla mnie to jest osobisty temat. Widzę, jak można w nim wiele fajnych rzeczy odkryć. O ciąży uwielbiam pisać i nawet czasem troszeczkę tak sobie tęsknię. Piszę o wszystkim z męskiej perspektywy. Przez te półtora roku pisania nie zdarzyło mi się jeszcze nic takiego, żeby ktokolwiek i cokolwiek w temacie ciąży mi zarzucił. Może się wydawać, że ciąża to taki mało męski temat. Ja uważam inaczej, bo przecież ja uczestniczę w tym czasie, w tym okresie. Wspieram, troszczę się. Można powiedzieć, że też znoszę ten rollercoaster nastrojów, kiedy te wahania są naprawdę intensywne. Patrzę z boku, ale nadal jestem blisko. Mogę dużo przekazać bez emocjonalnego podejścia, jak ma to miejsce w przypadku kobiet.

Mówi się, że kobietę przygotowuje do roli matki biologia, hormony, że cały okres ciąży temu służy. Jak to jest z ojcostwem?

Spotkałem się z ojcami, którzy ojcostwo poczuli dopiero w momencie, gdy pojawiło się na świecie dziecko. Nawet słyszałem i takie tłumaczenie, że facet jest wzrokowy, więc jak widzi, to dopiero wtedy czuje. Mnie gdzieś to generalnie nie przekonuje, bo u mnie to troszkę inaczej wyglądało. Na pewno kobieta ma łatwiej. Jest związana ze swoim dzieckiem od poczęcia. Czuje je w sobie i to jest taka nieporównywalna więź, świetna sprawa. Ale to też nie świadczy o tym, że mężczyzna jest gdzieś z boku. To dużo zależy od relacji między przyszłymi rodzicami. Fajnie jak przyszły tata angażuje się od początku. Jest w tej ciąży z kobietą, wspierają się razem. To też pozwala poczuć ojcostwo, z utęsknieniem czeka się na narodziny. U mnie właśnie tak było. Poczułem się tatą w momencie, kiedy rzeczywiście zaczął rosnąć brzuszek, nawet nie było go jeszcze widać. I to jest piękne dla mnie doświadczenie.

Od jakiegoś czasu coraz śmielej stosuje się słowo tacierzyństwo. To z jednej strony kalka językowa ze słowa macierzyństwo, a z drugiej strony jakby trochę inny rodzaj relacji. Tata i ojciec to trochę jakby dwa różne pomysły na tę samą rolę. Jak pan to odbiera?

Też to zauważyłem. Nawet mówi się o modzie na ojcostwo. Trudno mi powiedzieć, czy to się stało teraz, czy po prostu obecnie mamy większą śmiałość o tym mówić. Myślę, że fajne jest to, że w Polsce coraz więcej jest widocznych takich bliskich ojców. Ojciec to też jest inna rzeczywistość niż tata. Ojcem można być, ale na bycie tatą to naprawdę trzeba zasłużyć. Podoba mi się też to w polskim języku, że ojciec i tata rozdzielone jest też emocjami. Gdy pomyślę sobie o słowie ojciec, to są we mnie skrajne myśli i sytuacje. Natomiast z tatą gdzieś tam wiąże się samo dobro. Tata to jest coś więcej niż ojciec.

Wybrał pan opcję tata prezes nie ojciec prezes...

Przyznam szczerze, że nawet nie przyszło mi to przez myśl. Jak sobie teraz myślę: "Ojciec prezes" to mam same negatywne skojarzenia, bo to brzmi dość surowo. W tym kontekście słowo ojciec nie budzi mojego zaufania i nie chcę być po prostu ojcem, chcę być tatą. We wszystkich moich materiałach słowo "tata" pisane jest dużą literą. Z kolei słowo prezes zawsze małą. To celowe działanie. Bez wątpienia bycie tatą jest najważniejsze i pragnę to pokazać nawet w nazwie.

Pisze pan o rodzicielstwie bliskości m.in. trzech ważnych minutach podczas odbierania dziecka z przedszkola. W blogosferze parentingowej to jest bardzo modne podejście. To nie jest tak, że po prostu trzeba dziecko traktować jak małego człowieka, ale jednak człowieka. Że zawalona z klocków budowla nie jest wewnętrznie przez dziecko inaczej odczuwana niż zawalony kontrakt na miliony złotych, który właśnie frustruje rodzica?

Tak, trzy minuty to rzeczywiście świetna zasada. Spotykam w przedszkolu rodziców, którzy poganiają swoje dzieci. A przecież one mają do opowiedzenia cały swój dzień. Trzeba tego wysłuchać. Te kilka minut nie sprawi, że zawalimy coś w pracy czy w naszym życiu. Warto te kilka minut poświęcić dziecku, żeby budować poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Tego nie da się później nadrobić. Rodzicielstwo bliskości trzeba rozumieć, bo ludzie często mają błędne przekonanie na jego temat. Niektórzy uważają, wychowuje się narcyzów zadufanych w sobie itd. To raczej wynika z braku wiedzy i z braku doświadczenia na temat rodzicielstwa bliskości. W rodzicielstwie bliskości nie używamy przemocy fizycznej, słownej i emocjonalnej. Traktujemy dziecko jak naszego partnera, jak równego sobie. Towarzyszymy dziecku w jego problemach i emocjach. To procentuje na przyszłość, gdy problemy nastolatków będą już naprawdę poważniejsze. Dzięki temu, że rodzic był bliski, to dziecko prawdopodobnie do tych problemów zaprosi swojego rodzica. I to jest klucz w rodzicielstwa bliskości. Warto podkreślić, że wyciągamy konsekwencje np. z nieodpowiedniego zachowania. Rozmawiamy na ten temat i używamy odpowiedniego języka, żeby podkreślić np. co nam się nie podoba. Wskazujemy, jakie zachowania są złe, ale nie karzemy w taki dosłowny sposób. Myślę, że tak naprawdę żadna kara nigdy nie przynosi dobrych efektów. Wręcz oddala od problemu i nie pozwala o nim rozmawiać. Nie pozwala załatwić źródła problemu.

Kim dla pana był człowiek określany jako tata. Przed pojawieniem się własnego potomstwa. Czy fakt istnienia Antosia i Zosi coś zmienił?

Myślę, że to słowo troszkę mnie martwiło. Mój tata nie przekazał mi tego, jak to powinno wyglądać. Przez wiele lat brakowało mi takiego obrazu ojca, który emanuje zarówno siłą jaki miłością. Miałem jednak w sobie taką wewnętrzną potrzebę i silne przekonanie, że będę dobrym ojcem, będę dobrym tatą, że będę dobry, po prostu. Miałem to przekonanie nawet wtedy, kiedy nie było dzieci. To pokazuje mi, że brak odpowiednich wzorców w życiu tak naprawdę nigdy nie przekreśla tego. żeby być dobrym tatą.

Pisze pan też o seksie, o związkach, o męskości. Mam wrażenie, że trochę udało się odczarować fakt, że matka nie przestaje być kobietą. Czasem wręcz wyśrubowaliśmy oczekiwania. W tydzień po porodzie kobieta powinna wyglądać jak seksbomba. Jak to jest w męskim świecie?

W moim odczuciu bycie mamą jest bardzo kobiece i jedno z drugim myślę, że się nie wyklucza. Moja żona po urodzeniu dzieci bardzo mi się podobała. Blizna po cięciu czy parę kilo więcej, które jeszcze pozostały, niczego nie zmieniły w moim podejściu i postrzeganiu jej. Jest po prostu cudowna. Wiem, że to pytanie ma także drugie dno. To jest taka przykra rzeczywistość. Nie wszyscy mężczyźni wspierają swoje kobiety w tym trudnym czasie. Zmaganie się ze swoją figurą, z tym, że się sobie nie podoba, potrafi kobiecie często zabrać radość z macierzyństwa. Facet powinien mieć wtedy taki młotek w ręku i tłuc wszystkie lustra, które będą mówić taką nieprawdę. Mężczyzna często nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie on jest najlepszym lustrem i warto to wykorzystać. Znam przypadki, gdzie mężczyźni naciskali na poprawienie wyglądu i kobiety próbowały to osiągnąć na przykład szybkimi dietami, dużą aktywnością fizyczną po porodzie. To wielki błąd. To jest po prostu niebezpieczne dla zdrowia i życia. Mam nadzieję, że żadna kobieta nigdy tego nie będzie robiła.

Jak się pana żona zapatruje na ten blog? Chcąc nie chcąc zaprasza pan obcych ludzi do waszej prywatnej przestrzeni.

To pytanie tak naprawdę trzeba zadać mojej żonie i sam jestem ciekawy jej odpowiedzi. Mam pełne wsparcie i to bardzo mi pomaga. Bez tego wsparcia blog nie miałby sensu. Myślę, że nie mamy z tym jakiegoś problemu czy konfliktu. Zawsze zapraszam na tyle, na ile w moim odczuciu jest to bezpieczne, przede wszystkim myślę tu o mojej rodzinie.

Czytuje pan inne męskie blogi parentingowe?

Muszę się przyznać, że bardzo rzadko. Jak zacząłem tworzyć swój projekt, to nie czytałem innych blogów. Chciałem być po prostu autentyczny. Moje doświadczenie marketingowe podpowiadało mi, że trzeba sprawdzić konkurencję. Na szczęście udało mi się szybko uporać z tą myślą i zadać sobie osobiste pytanie, czy tu chodzi o konkurencję, czy po prostu bycie sobą i bycie dla innych. Nie chciałem się sugerować innymi treściami. Natomiast znam wielu męskich blogerów. Ostatnio miałem też okazję poznać na nagraniu w telewizji Marcina Perfuńskiego (blog supertata.tv - przyp.red) męskiego blogera i urzekła mnie jego autentyczność. Bardzo się cieszyłem z tego spotkania.

Jaki jest świat ojców? Z przykrością odkryłam, że świat matek jest okrutny i zapełniony rywalizacją. Są w nim odwieczne konflikty o karmienie piersią, odpieluchowanie, pomaganie w nauce. Przyznam, że nigdy nie byłam świadkiem męskiej kłótni o wyższość porodu naturalnego nad cesarską, albo rozszerzania diety metodą BMW nad słoiczkami. Może w ojcostwie jest mniej presji, mniej oceniania...

Świetne pytanie. Ja też to zauważyłem. Nawet poświęciłem temu kilka wpisów. Jeden nazwałem kobieta kobiecie wilkiem. Bałem się go opublikować, bo miałem takie wrażenie, że wsadzam kij w mrowisko. Kobiety rywalizują i ta rywalizacja może być związana z ich emocjonalną naturą. Kobiety mają w sobie taką potrzebę bycia idealnym matkami. Wręcz nie pozwalają sobie na chwilę słabości. Wiele matek sama sobie narzuca taką presję. Bardzo tu potrzeba, żeby kobiety zaczęły się wspierać macierzyństwie. My mężczyźni zupełnie inaczej podchodzimy do wszystkiego. Na chłodno. Nie wyobrażam sobie kłótni o poród siłami natury czy cięcie cesarskie. Sposób w jaki kobieta urodziła dziecko, nie czyni z niej lepszej mamy. Tak samo, jeśli chodzi o karmienie piersią czy butelką. Jeśli moja żona miała cesarskie cięcie i z jakichś względów nie karmi piersią, to ją w tym wspieram. Rolą mężczyzn jest, by nie pozwolić swojej kobiecie czuć się gorszą, bo na przykład nie dała rady. Ja uważam, że dała radę i to jest piękne. I trzeba to powtarzać, podkreślać zawsze na każdym kroku.

Dużo młodych ludzi mówi: "żadnych dzieci, najwyżej pies". Coś tracą?

To nie jest łatwe pytanie. Dla mnie rodzicielstwo to niesamowita przygoda i czysta miłość. Nie sądziłem, że dzieci mogą tyle nauczyć i dać tyle radości. Jednak muszę też powiedzieć, że rozumiem te osoby. Nie każdy chce zostać rodzicem. Powiedzmy sobie szczerze, nie są to tylko piękne chwile. To też wielki trud. Można powiedzieć pewnego rodzaju poświęcenie, rezygnacja z siebie. Jeśli ktoś tego nie czuje i świadomie z tego rezygnuje, to pewnie nie odczuwa, że coś traci. Ja powiem tylko za siebie. Nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci, w ogóle bez dzieci. One mi w niczym nie przeszkodziły, nawet wręcz przeciwnie. Mój rozwój osobisty, mój rozwój zawodowy, kiedy pojawiły się dzieci, wystrzelił po prostu w kosmos. Nie brakuje mi na nic czasu, mam go tyle, żeby realizować siebie i wszystko co chce. Czuję się po prostu spełniony. Życie z dziećmi jest życiem pełnym i pięknym.

To czego mam panu życzyć na Dzień Ojca?

Mam jedno proste życzenie, bardzo osobiste. Chciałbym, żeby moje dzieci, kiedy będą już dorosłe, kiedy będą miały swoje rodziny, żyły w przekonaniu, że miały dobre dzieciństwo, że ja byłem dobrym tatą, na którego zawsze mogą liczyć. I wtedy, kiedy będą już duże, że będą nas odwiedzać nie z obowiązku, ale z takiej prawdziwej chęci i potrzeby. To naprawdę jest wielka rzecz. To pokaże mi, że wykonałem świetną pracę i ten czas, który poświęcam im, ma do tego prowadzić.

To w takim razie tego właśnie życzę. Wszystkiego dobrego.