Sprokurowano fałszywe zeznania obciążające Oleksego i Janika, aby mnie wsadzić do aresztu - to zarzuty, które kieruje biznesmen Grzegorz Ślak, oskarżony o uszczuplenia podatkowe na prawie 800 mln zł, gdy był prezesem Rafinerii Trzebinia. Urząd Kontroli Skarbowej po ponad dwuletniej kontroli, ostatecznie stwierdził, że żadnych uszczupleń nie było. Ślak spędził w areszcie prawie miesiąc, a dziś oskarża śledczych o łamanie prawa.
Według Grzegorza Ślaka, prokuratorzy zastosowali wobec niego areszt wydobywczy, by obciążył poszukiwany przez PiS układ. Sądowi miano przedstawić sfałszowane zeznania jednego z bossów paliwowych, który miał zeznać, że Śłak oszukiwał na podatkach by w ten sposób opłacać byłego marszałka sejmu i premiera a także szefa MSWIA.
Przed zatrzymaniem Ślak cieszył się sporym szacunkiem w Trzebini, bo jako pierwszy w Polsce wybudował dla skarbu państwa instalację do produkcji Bio-Diesla. Dziś zauważa, że ta sama, krakowska prokuratura, postawiła zarzuty Romanowi Klusce i zapowiada, że sprawę przekaże do sejmowej komisji sprawiedliwości.
Prokuratura nie komentuje wprost zarzutów Grzegorza Ślaka. Co więcej, śledczy nie poddają się. Już wystąpili do Generalnego Inspektora Kontroli Skarbowej z wnioskiem o skontrolowanie krakowskiego Urzędu Kontroli Skarbowej. Według nich decyzja krakowskiego UKS w tej sprawie jest błędna, inne są bowiem ich ustalenia ze śledztwa. Ten upór prokuratorów dziwi, bo przecież postawione na początku zarzuty uszczuplenia należności podatkowej o gigantyczną kwotę prawie 800 milionów, po decyzji UKS-u po prostu nie istnieją.