"Nie wmawiajcie sobie i innym, że Polska jest obszarem katastrofy finansowej" - bronił w Sejmie Jacka Rostowskiego premier Donald Tusk. PO i PSL są przeciw wotum nieufności dla ministra finansów. Opozycja natomiast obarcza ministra winą za wzrost cen i wysoki deficyt publiczny. "Zdemolował polskie finanse" - grzmią posłowie.
Wniosek o wotum nieufności wobec Rostowskiego złożyło SLD; swoje poparcie w czasie debaty w Sejmie zadeklarowało też PiS i PJN, zarzucając fatalny stan finansów publicznych. Minister ripostował, że teraz w Polsce żyje się lepiej niż za czasów rządów SLD czy PiS. Głosowanie nad wnioskiem w czwartek.
Sławomir Kopyciński z SLD mówił w Sejmie, uzasadniając wniosek, że Rostowski - jako konstytucyjny minister - odpowiada za stan finansów państwa i politykę finansową, ale zadaniom tym nie sprostał. Według niego doprowadził on w okresie swojego urzędowania do najgorszego stanu finansów publicznych od 20 lat. SLD uważa, że Rostowski jest najgorszym ministrem finansów w ostatnim 20-leciu, odpowiedzialnym za "tsunami cenowe", które ma miejsce w ostatnim czasie.
W opinii Kopycińskiego to rząd, a nie spekulanci, ponosi odpowiedzialność za drożyznę. Poseł mówił też, że w ciągu czterech lat, od kiedy władzę przejęła koalicja PO-PSL, cena metra sześciennego gazu wzrosła o 25 proc., energia elektryczna o 38 proc., woda o 60 proc., a węgiel o 46 procent.
Lewicy wtórował PiS. Beata Szydło zarzuciła rządowi PO-PSL, że w ciągu trzech lat roztrwonił odziedziczona po rządzie Jarosława Kaczyńskiego dobrą sytuację finansową i gospodarczą. Mówiła o znaczącym wzroście deficytu i długu publicznego za rządów PO-PSL, a także rosnących cenach i bezrobociu. Zdaniem Szydło minister Rostowski zasługuje na odwołanie także z powodu kreatywnej księgowości polegającej na wypychaniu długu poza statystyki i błędnych prognoz Ministerstwa Finansów.
Posłanka zwróciła uwagę, że w unijnych zestawieniach Polska jest na szóstym miejscu wśród krajów o najwyższym deficycie. Szydło powiedziała, że Rostowski już po raz trzeci poddawany będzie osądowi posłów (dwa wcześniejsze wnioski złożyło PiS) i nie wierzy, by tym razem udało się go odwołać, dlatego że - jak mówiła - PO i PSL bardziej sobie cenią swoje stołki i trwanie przy nawet złym ministrze niż spojrzenie na problemy Polaków.
Z kolei Joanna Kluzik-Rostkowska z PJN zarzuciła ministrowi finansów, że prowadzi działalność, która jest dobra tylko dla PO, ale katastrofalna dla kraju, stara się przypodobać premierowi Donaldowi Tuskowi.
Posłanka uważa, że Rostowski nie ma umiaru w powiększaniu deficytu i wydatków publicznych oraz jest zaślepiony gniewem, który nie pozwala dostrzec zbierających się nad polskimi finansami publicznymi czarnych chmur. Jako najcięższy grzech Rostowskiego wskazała lenistwo przejawiające się brakiem reform finansów publicznych.
Natomiast Marek Wikiński z SLD podliczył, że rządy PO-PSL kosztowały Polskę 330 mld zł. Jego zdaniem minister Rostowski pełniąc swoją funkcję totalnie zdemolował finanse publiczne, a skala zadłużenia Polski kompromituje rząd i osobiście ministra finansów. Wikiński zarzucał Rostowskiemu, że jest partyjnym politykiem PO, który nie rozwiązuje polskich problemów, bo bardziej dba o pozycję na dworze "Donalda Pierwszego" oraz o poparcie dla swojej partii niż o dobro wszystkich Polaków i solidny stan budżetu państwa.
Rostowskiego bronił premier Donald Tusk. W jego ocenie Polacy za kilka miesięcy staną przed wyborem - albo poprą rządzącą koalicję PO-PSL z jej wszystkimi zaletami i wadami, albo rodzącą się koalicję PiS i SLD, charakteryzującą się niechęcią do tego, co jest polskim sukcesem. Premier przyznał, że koalicja PO i PSL jest niedoskonała, ale ciężko pracuje z niezłym efektem, aby skutki złych zdarzeń na świecie, w Europie i Polsce były jak najmniejsze.
Minister Rostowski jest jednym z autorów tego umiarkowanego - bo marzyliśmy o większym - ale jednak polskiego sukcesu na tle tego, co udaje i nie udaje się innym osiągnąć. I za to też ministrowi Rostowskiemu chciałem podziękować - podkreślił szef rządu.
W obronie ministra stanęli także posłowie koalicji. Szef klubu PO Tomasz Tomczykiewicz przekonywał, że Jacek Rostowski jest najlepszym ministrem na trudne czasy. Zdaniem posła w czasie kryzysu minister Rostowski ochronił oszczędności w bankach i ciął wydatki, dzięki czemu nie trzeba było m.in. obniżać emerytur.
Tomczykiewicz podkreślił, że w 2008 r. minister poszedł drogą oszczędności, a nie zwiększania wydatków i deficytu, czego żądała opozycja. Zaznaczył, że w najbliższych latach deficyt zostanie ograniczony o 66 mld zł, co uczyni z Polski europejskiego lidera w ograniczaniu zadłużenia państwa.
Natomiast Stanisław Żelichowski z PSL zapowiedział, że jego klub nie poprze wniosku o odwołanie ministra nie tylko z powodu koalicyjnej lojalności, ale też po przeprowadzeniu rzetelnej analizy szans i zagrożeń wynikających z odwołania ministra. Jego zdaniem odwołanie Rostowskiego spowodowałoby w przyszłości dla finansów i stabilności państwa więcej strat niż zysków.
Gdybyśmy odwołali ministra, jak proponują wnioskodawcy, złotówka osłabiłaby się o kilka groszy - nie wiadomo o ile - co spowodowałoby wzrost długu publicznego o wiele miliardów złotych i uderzyło w najbardziej biedną część społeczeństwa. To jest droga donikąd - podkreślił.
Zarzuty opozycji minister Rostowski odpierał przywoływanymi za Eurostatem liczbami. Jak mówił, wskazują one, że rząd PO-PSL radzi sobie lepiej niż poprzednicy. Jego zdaniem obecny rząd najlepiej spośród ostatnich ekip poradził sobie z bezrobociem, a emerytury i płace są wyższe. Ponadto wypomniał, że Polska najszybciej zadłużała się za rządów SLD.
Rostowski wskazał, że gdy przeciętnie w Europie dług publiczny wzrósł o 2 proc. PKB, to w Polsce za rządów SLD wzrósł o 11,3 proc. Z kolei minimalne wynagrodzenie za pracę w ostatnim roku rządów PiS wyniosło 936 zł, w ostatnim roku SLD - 849 zł, a za PO-PSL w tym roku wzrosło do 1386 zł. Podkreślił, że także dane dotyczące emerytur, bezrobocia, zagrożenia ubóstwem i wykluczeniem społecznym, odsetka ludzi ponoszących "nadmierne koszty mieszkaniowe" wskazują, że w Polsce żyje się lepiej niż za rządów PiS i SLD.