W Białymstoku zaczął się proces w sprawie katastrofy w Jeżewie na Podlasiu. Trzy lata temu, w autobusie wiozącym na wycieczkę licealistów zginęło dziesięciu uczniów. Nie przeżyli także kierowcy autobusu i ciężarówki, z którą się zderzył.

REKLAMA

Rozpoczęty dziś przed sądem w Białymstoku proces ośmiu osób ma związek z nieprawidłowościami m.in. w firmie, do której należał autobus wynajęty na wycieczkę licealistów z dwóch białostockich ogólniaków.

Wyjaśnienia złożyła lekarka, która wydała zaświadczenie o zdolności do pracy kierowcy prowadzącego autokar feralnego dnia w 2005 roku. Jak podkreśliła, to on sam zgłosił się do niej po wydanie dokumentu na podstawie badań przeprowadzonych we wcześniejszych latach. Twierdził, że poprzednie zaświadczenie mu zaginęło.

Z przebiegu procesu wynika jednak, że mężczyzna ukrywał swoje dolegliwości. Jak się okazało, chorował na padaczkę, miał w związku z tym problem z dostaniem pracy w innej firmie. Niestety, informacje o tym nie dotarły do kolejnego pracowały. Na razie nie wiadomo, czy choroba miała wpływ na jego zachowanie na drodze w dniu wypadku.

Kolejne posiedzenie w tej sprawie zaplanowano na połowę lipca. Główny wątek śledztwa wciąż jest w prokuraturze. Zarzuty postawiono w nim współwłaścicielom biura turystycznego, które organizowało wyjazd.