Protestuje przeciwko używaniu słowa groźba. Dla mnie jest to spór o zasady i rzetelność. Tak Grzegorz Kurczuk komentuje doniesienia prasowe o jego groźbach pod adresem redaktora naczelnego „Dziennika Wschodniego”.
Na początku września w czasie wizyty u redaktora naczelnego „Dziennika Wschodniego” były minister sprawiedliwości groził pismu odcięciem od rynku reklam, jeśli gazeta nie przestanie publikować krytycznych artykułów o SLD. Redaktor Andrzej Mielcarek nagrał rozmowę:
Kurczuk był niezadowolony m.in. z publikacji tekstu pt. „Karząca ręka SLD”. Była w niej mowa o cichej wojnie pomiędzy SLD i SdPl, szykanach, jakie dotykają członków nowej partii, groźbach zwolnienia z pracy i plotkach rozsiewanych na temat członków SdPl.
Kurczuk zaprzecza, ale według niego spotkanie z naczelnym dziennika miało na celu obronę przed nierzetelnymi publikacjami. Protestuje przeciwko używaniu słowa groźba. Dla mnie jest to spór o zasady i rzetelność - mówił były minister sprawiedliwości.
Odebrałem to, co powiedział jednoznacznie jako groźby - odpowiada Mielcark. Jak można interpretować taką sytuację, że przychodzi jakiś polityk – to nie jest nieopierzony, pierwszokadencyjny wójt z małej gminy, który się zdenerwował na gazetę, tylko polityk z pierwszych stron gazet i on próbuje wywrzeć taką presję na gazetę. Czy to nie są groźby?
Dodajmy, że dziwnym zbiegiem okoliczności kilkanaście dni po wizycie Kurczuka w redakcji, dziennikarka, opisująca przypadki i wpadki Sojuszu, zaczęła otrzymywać wulgarne anonimy z pogróżkami i głuche telefony.
Nagranie rozmowy Kurczuka z Mielcarkiem trafiło już do prokuratury. Niewykluczone jednak, że lubelska prokuratura zostanie wyłączona ze sprawy, bo jeden z prokuratorów (chodzi o prokuratora apelacyjnego) może zostać wezwany na świadka w sprawie – powiedział RMF Jerzy Krawczuk, prokurator okręgowy w Lublinie.