Tylko niespełna 700 osób skazano w zeszłym roku w sądach 24-godzinnych i byli to głównie pijani rowerzyści - informuje "Dziennik Polski". Dlatego - zdaniem karnisty prof. Andrzeja Zolla - takie sądy powinny zostać zlikwidowane, bo doba to za mało, by przeprowadzić rzetelną rozprawę w poważniejszych sprawach.
Chuligani, wandale, złodzieje oraz pijani kierowcy mieli trafiać za kratki w ciągu doby od popełnienia przestępstwa. Problem jednak w tym, że szybkie sądy od początku skupiły się na jednym typie przestępców.
Jeszcze w 2007 roku przyspieszone wyroki usłyszało 36 tysięcy osób (ok. 8 proc. wszystkich skazanych w sądach rejonowych). Z tego 80 proc. orzeczeń dotyczyło nietrzeźwych kierowców, wśród których pokaźny odsetek stanowili... rowerzyści. Rok później w szybkim tempie skazano już tylko 8 tysięcy osób. W 2009 roku jeszcze mniej - 1,4 tysiąca, zaś rok temu już tylko niecałe 700 osób.
"Ekspresowy" wymiar sprawiedliwości źle ocenia znany karnista prof. Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich. Jego zdaniem, największym grzechem tych sądów było to, że trafiały nie w tych, w których trzeba.
Pijanych rowerzystów najłatwiej było zatrzymać i postawić przed sądem. Z chuliganami było już dużo gorzej. Jak przyznaje prof. Zoll, 24 godziny to za mało, by móc rzetelnie osądzić np. grupę pseudokibiców.
(bs)