Zarzut składania fałszywych zeznań postawiła byłemu wiceszefowi MSWiA Zbigniewowi S. lubelska prokuratura. Dotyczy to sprawy domniemanego ostrzeżenia przed planowanym zatrzymaniem burmistrza Dębicy, Edwarda B.

REKLAMA

Zbigniew S. nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień. Zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 5 tys. złotych.

Były wiceszef MSWiA miał składać fałszywe zeznania, kiedy był przesłuchiwany w charakterze świadka w maju i czerwcu tego roku w prokuraturze w Lublinie. S. zeznał wtedy, że nie zapoznał się z materiałami o charakterze niejawnym, które dotyczyły planowanego w styczniu 2003 r. zatrzymania burmistrza Dębicy. Według prokuratury były wiceminister mówił nieprawdę.

Zbigniew S. był już oskarżony i prawomocnie skazany w aferze starachowickiej. Później został ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Według informacji, jakie zdobył reporter RMF, były wiceminister pracuje dziś w firmie prywatnej, w której zatrudnił go jego kolega. Jak mówią znajomi zarabia tam około 1000 złotych. Niestety nie udało nam się z nim porozmawiać, ponieważ nie odbiera telefonu. Został dziś wezwany do prokuratury w Lublinie jako świadek. Zamiast jednak składać zeznania usłyszał zarzuty.

Byli prominentni politycy lewicy komentuj całą sprawę jako odegranie się obecnej władzy za jego ułaskawienie. Krótko mówiąc obecny wymiar sprawiedliwości chce doprowadzić do zamknięcia za kratami byłego wiceministra z SLD. Tym razem gdyby jednak do tego doszło, nie będzie już szansy ze strony prezydenta, ponieważ głowa państwa może ułaskawić jednego człowieka tylko raz. Za składanie fałszywych zeznań grozi kara do trzech lat więzienia.