Śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie wymagają dodatkowych przeglądów, a drobne usterki mają prawo się zdarzać - tak LPR tłumaczy nieudaną akcję pod Malborkiem. W piątkowy wieczór śmigłowiec z ciężko rannym uczestnikiem wypadku na pokładzie nie mógł wystartować i zabrać go do specjalistycznego szpitala w Gdańsku.
Na miejsce wypadku, do którego doszło na drodze krajowej nr 55 w miejscowości Tragamin, dotarła najpierw tzw. karetka podstawowa - bez lekarza, ale z ratownikiem medycznym. Ponieważ poszkodowany był bardzo poważnie ranny, na miejsce wezwano również śmigłowiec LPR. Jednak maszyna z powodu usterki nie mogła zabrać przygotowanego do transportu pacjenta. Wtedy wezwano na miejsce karetkę specjalistyczną, którą mężczyzna został przetransportowany do szpitala w Malborku. Wszystko to trwało blisko dwie godziny. Niestety, pacjent nie przeżył.
Proceduralnie wszystko zadziałało, tak jak powinno - stwierdza Ryszard Sulenta, szef Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Na razie trudno oceniać, czy czas udzielanej pomocy miał wpływ na zgon pacjenta. Centrum Zarządzania Kryzysowego poprosi jednak Konsultanta Wojewódzkiego do spraw ratownictwa medycznego o opinię w tej sprawie.
W LPR twierdzą, że nie ma potrzeby, aby ich śmigłowce przechodziły dodatkowe badania techniczne, w związku z tym wydarzeniem. Chwilowo niesprawny był automatyczny system kontroli lotu, na monitorze wyświetlił się komunikat, który uniemożliwił pilotowi start. Nie wiadomo było, jak długo potrwa usuwanie awarii - dlatego ratownicy wezwali specjalistyczną karetkę. To był tylko drobny problem, udało się go usunąć po kontakcie z działem technicznym - a systemy muszą przechodzić test sprawności przed każdym startem, to standardowa procedura w lotnictwie - tłumaczy rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Justyna Sochacka.
Śmigłowiec dyżuruje w Gdańsku od prawie 2 lat - i przechodzi regularne przeglądy wynikające z wylatanych godzin. Ostatnio sprawdzano go 5 marca - po 400 godzinach nalotu. Pierwsze, kompleksowe badanie techniczne czeka maszynę po 800 godzinach pracy. Od początku roku jednak w całym pogotowiu doszło do około 20 podobnych "drobnych usterek", w tym dziewięciu związanych z systemami elektronicznymi. Raz - właśnie niedaleko Malborka - stało się to z pacjentem na pokładzie.
Po standardowych testach wszystkich systemów na monitorze pilot zobaczył informację, że nie może wystartować. Niesprawny był automatyczny system kontroli lotu - popularnie zwany autopilotem, choć to tylko jeden z elementów, całego systemu - wyjaśnia Bartłomiej Florczak, zastępca dyrektora LPR do spraw operacyjno-szkoleniowych. Dodaje, że pilot w danej sytuacji nie wie dokładnie na czym polega awaria. Ustalono to dopiero po kontakcie z działem technicznym. Zgodnie z instrukcją, w przypadku tej usterki systemu śmigłowiec mógłby wykonać lot w dzień, ale nie po zmroku. Jednym z elementów tego systemu, jest układ stabilizujący lot śmigłowca - bez sprawnego układu obniżone jest bezpieczeństwo lotu, a pilotaż utrudniony. Nocą pilot nie ma bowiem wystarczającej liczby punktów odniesienia - tak zwanych punktów orientacji zewnętrznej. Bez sprawnego układu stabilizacji lotu może po prostu stracić orientację w terenie.