"UB zależało na rozbiciu 5. Brygady Wileńskiej. Pierwszą osobą aresztowaną była właśnie Danka i żeby jakoś ten swój sukces nadmuchać, zrobili z niej prawie dowódcę tegoż oddziału" - mówi RMF FM Luiza Łuniewska, autorka książki „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny”. Pogrzeb Danuty Siedzikówny ps. "Inki" oraz Feliksa Selmanowicza ps. "Zagończyk" odbywa się na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku.
Grzegorz Kwolek, RMF FM: Zacznę od pytania dlaczego "Inka"? Dlaczego "Inka" wzbudza ostatnio, takie zainteresowanie? Dlaczego pani zdaniem, jest ona taką ciekawą osobą?
Luiza Łuniewska: To moje zainteresowanie, było troszkę wtórne, ponieważ ja zauważyłam, że interesują się nią młodzi ludzie. Było na przykład tak, że kiedy rozpisywano konkurs na patrona szkoły, to w 90 proc. przypadków takim kandydatem uczniowskim, zgłoszonym przez samą młodzież, same dzieciaki, była "Inka". Zainteresowałam się kim ona była, co w niej jest takiego, że przyciąga do siebie młodych ludzi. Przy okazji okazało się, że o "Ince" nie powstała żadna książka, dlatego tez postanowiłam ją napisać.
Jednym z najbardziej poruszających elementów tej historii, jest tragiczna śmierć tej młodej osoby. Czy wiadomo dlaczego musiała ona zginąć? Nie była tak znaczącą postacią w komunistycznym ruchu oporu.
Jest to taki splot okoliczności, dla niej nieszczęśliwych, ponieważ UB bardzo zależało na rozbiciu 5. Brygady Wileńskiej. Nie dawali sobie rady zupełnie i pierwszą osobą zatrzymaną, pierwszą osobą aresztowaną, była właśnie Danka i żeby jakoś ten swój sukces - tak brzydko mówiąc - nadmuchać, to zrobili z niej prawie, że dowódcę tegoż oddziału, co oczywiście było bzdurą, gdyż nie uczestniczyła ona w walkach zbrojnych, nie walczyła z bronią w ręku. Była osobą lubianą, była osobą cenioną, która wykonywała wiele zadań cennych dla oddziału, ale zdecydowanie nie była tym, za kogo ją przedstawiono.
Jedną z najbardziej poruszających też części tej historii, jest sama śmierć i scena egzekucji, oddawania strzałów do niej. Za pierwszym razem, dość nieskutecznie.
Tak, rzeczywiście jest to bardzo tragiczny koniec. Sam ten scenariusz wydarzeń jest taki, jakby był to scenariusz filmowy. Natomiast rzeczywiście tak było naprawdę, że sprowadzony zespół egzekucyjny, składający się z młodych żołnierzy, jak zobaczyli oni do kogo mają strzelać, i że jest to młoda dziewczyna, to spudłowali z odległości 2 metrów. Kilku facetów mających nabite pistolety PPSz, pudłuje z odległości kilku metrów. Żołnierze następnie tłumaczyli się awarią broni, ale to raczej jest mało prawdopodobne. Danka w końcu zginęła. Z pierwszej salwy wyszła bez szwanku niedraśnięta, natomiast zginęła dobita przez szefa plutonu egzekucyjnego. I właściwie są takie słowa, które ona w tej momencie egzekucji krzyczy: "niech żyje Polska". Po drugiej salwie krzyczy "niech żyje major Łupaszka". To brzmi jakby to był scenariusz filmowy, bo zazwyczaj tym się kończy egzekucja na filmach w kinie, natomiast naprawdę tak było, Danka zginęła krzycząc "niech żyje Polska" i "niech żyje Łupaszka", z imieniem swojego ukochanego dowódcy na ustach.
A co poza przebiegiem śledztwa, samą śmiercią wiemy o niej? Jaką była osobą, czy coś wiemy na ten temat? Czy udało się dotrzeć do informacji, czy relacji osób, które miały możliwość poznać Dankę/Inkę?
Udało się, szczęśliwie udało się. To był mój pomysł na książkę, żeby podróżować trochę, jeździć po Polsce śladami Danki. Od miejsca urodzenia, z malutkiej wsi pod Narewką, wieś się nazywała Huszczewina. Potem Danka mieszkała w leśniczówce w Olchówce, a potem podczas wojny w samej Narewce. Tam jeszcze można porozmawiać z ludźmi, którzy znali ją, jej rodzinę, jej siostry. To jest taka też ciekawa historia, ponieważ Danka była takim dosyć roztrzepanym niegrzecznym dzieckiem, które sprawiała więcej trosk, niż jej dwie pozostałe siostry. Okazało się, że jednak te takie cechy, które nie za bardzo były pożądane u panienki przed II wojną światową, w czasie wojny sprawiły, że to ona właściwie wzięła odpowiedzialność za całą rodzinę w pewnym momencie. Ona utrzymywała swoje siostry, mimo że nie była najstarsza. Ona przed długi czas odwiedzała matkę w więzieniu, nosząc jej paczki. Tutaj akurat jest informacja, która dla mnie była szokiem. "Inka" chodziła do więzienia, do matki z tymi paczkami na piechotę, a to było 80 kilometrów w jedną stronę. Niesamowite.
Takie wielodniowe wyprawy, żeby odwiedzić matkę.
Nie, ona to szła w dwa dni. W dwa dni udawało się jej przechodzić z Narewki do Białegostoku, to jest ok. 80 kilometrów. Do tej pory żyje pani, która pamięta jako mała dziewczynka, jak się zatrzymała u nich w chacie po drodze, czy to z powodu godziny policyjnej, czy ze zmęczenia. Mówi, że przeżyła już 80 lat, ale tak opuchniętych stóp, jak miała ta dziewczyna, nigdy później już nie widziała. Jakby cała historia Danki zaczyna się od tego, że traci rodziców. Ona za okupacji sowieckiej traci ojca, który zostaje wywieziony na Syberię. O mały włos nie zostaje w ogóle wywieziona cała rodzina, ale kończy się na tym, że leśniczy Wacław zostaje wysłany na przysłowiowe "białe niedźwiedzie", natomiast one zostają z matką, siostry Siedzikówny i matka Eugenia. Przewala się front, nadchodzi okupacja niemiecka i w czasie okupacji niemieckiej zostaje aresztowana matka. "Inki" matka była żołnierzem wywiadu Armii Krajowej i trafia do więzienia, gdzie zostaje rozstrzelana w jednej z egzekucji masowych. W ten oto sposób siostry zostają same pod opieką babci, staruszki już wówczas. Danka stara się przejąć odpowiedzialność za tę rodzinę, m.in. w taki sposób, że idzie do pracy w nadleśnictwie...
Czy była to praca fizyczna?
Nie, to była praca biuralistki. Bardzo skromnej, takiej no kiedyś...
Urzędniczki takiej prostej.
Tak, nie było komputerów, czy maszyn dopisania, po prostu do pisania zatrudniało się takich pisarczyków czy pisareczki. W pewnym momencie do tegoż nadleśnictwa wpada komandor NKWD i aresztuje wszystkich. Od nadleśniczego, do właśnie tej najprostszej biuralistki, najniżej stojącej w hierarchii, za pomoc w podziemiu. Danka zostaje po raz pierwszy aresztowana, wraz z innymi pracownikami nadleśnictwa i jest pędzona w kierunku Białowieży, gdzie jest punkt deportacyjny na Syberię. O mały włos nie podzieliła losu ojca, ale na szczęście po drodze została odbita, przez jeden z miejscowych oddziałów partyzanckich. Była to grupa białowieska, grupa "Konusa" tak zwana. Jako, że Danka nie może wrócić do domu, to zostaje w oddziale i tak zaczyna się historia partyzancka 16-letniej dziewczyny.
Jak się kończy, to niestety dobrze wiemy. Chciałbym się jeszcze zapytać, o taki ciekawy zbieg okoliczności, który pojawił się przy okazji pani poszukiwań i pokazał jak nieraz dziwne mogą być losy powojennych Polaków.
Chodzi o informacje, która wypłynęła podczas rozmowy z panią Danutą Ciesielską, siostrzenicą Danki, która zresztą imię ma na jej cześć, jakby miało to upamiętniać ciotkę. Pani Danusia opowiedziała, że swego czasu zaprzyjaźniła się ze swoją rówieśniczką w Szczecinie, czyli daleko od centrum wydarzeń, w których uczestniczyła "Inka". Już po wielu latach przyjaźni, panie miały dzieci w tym samym wieku, razem jeździły na wakacje, pani Danuta wyznała, że jej ciotka służyła w 5. Brygadzie Wileńskiej i zginęła tragicznie, została zamordowana w więzieniu, na co jej koleżanka mówi "o Jezus, moja matka też i też służyła w 5. Wileńskiej". Co się okazało: matką koleżanki jest osoba, która wydała "Inkę", czyli Dankę Siedzikównę, czyli no przyjaźń została wystawiona na wielką próbę.
Przyjaźń przetrwała?
Przetrwała, obie panie są już starsze i ze względu na stan zdrowia, nie często mają ze sobą kontakt. Natomiast to pokazuje bardzo dobrze, jak skomplikowane są te losy i jak czasami taki rechot historii słychać w naszym życiu do dzisiaj.