Trzymiesięczny areszt dla rodziców małego Szymka, którego ciało znaleziono dwa lata temu w stawie w Cieszynie. Taką decyzję podjął sąd w Bielsku-Białej, uzasadniając ją tym, że podejrzani, pozostając na wolności, mogliby utrudniać śledztwo.
Prokuratura wystąpiła o areszt zatrzymanych w obawie przed ich mataczeniem w sprawie. W stosunku do obojga podejrzanych - Beaty C. i Jarosława R., sąd uznał, że zachodzi obawa, że pozostając na wolności będą w bezprawny osób utrudniali postępowanie karne. Dodatkowo w stosunku do Beaty C. sąd uzasadnił rozstrzygnięcie tym, iż zarzucony jej czyn zagrożony jest wysoką karą, która przekracza 8 lat więzienia. To zagrożenie może ją skłaniać, by w bezprawny sposób utrudniała postępowanie - powiedział prezes sądu Mariusz Grążawski.
Grążawski dodał, że stosując areszt sąd wziął również pod uwagę duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego czynu. Oczywiście, wina w tej chwili nie została przesądzona, bo to wymaga przeprowadzenia postępowania w sprawie - podkreślił. Zdaniem śledczych, podejrzani przez ponad dwa lata ukrywali się przed organami ścigania i starali się zacierać ślady zbrodni. Sąd podzielił tę opinię.
Prokuratura zarzuca domniemanej matce dziecka 40-letniej Beacie C. zabójstwo, za co grozi kara od 8 do 25 lat więzienia lub dożywocie. Przesłuchiwana w niedzielę kobieta nie przyznała się do winy. Twierdziła, że śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. W jaki sposób, dokładnie, nie wiadomo, bo rzeczniczka bielskiej prokuratury nie zdradziła żadnych szczegółów.
41-letni konkubent kobiety Jarosław R. usłyszał zarzut "nieudzielenia pomocy dziecku, które znajdowało się w położeniu zagrażającym życiu, w połączeniu z nieumyślnym doprowadzeniem do śmierci". Grozi za to kara do 5 lat więzienia. Podejrzany przyznał się do winy.
Śledczy uważają, że konieczna będzie konfrontacja rodziców. Oboje złożyli bowiem w prokuraturze rozbieżne wyjaśnienia. Co więcej, do tej pory postępowanie prowadzono pod kątem zabójstwa. Teraz trzeba je będzie rozszerzyć o nowe wątki. Chodzi np. o to czy ktoś pomagał rodzicom chłopca. Niewykluczone, że prokuratura zdecyduje też o przeprowadzeniu wizji lokalnej.
Zwłoki dziecka zauważyli 19 marca 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna dwaj przechodzący w pobliżu chłopcy. Ciało leżało tam kilka dni. Przyczyną śmierci był uraz jamy brzusznej. Pod koniec kwietnia chłopiec został pochowany w Cieszynie. W tym roku śledztwo w tej sprawie umorzono.
Po odnalezieniu ciała chłopca policja sprawdzała wszystkie rodziny z małymi dziećmi. Funkcjonariusze byli też u rodziny z Będzina. Niczego nie zauważyli, bo w domu miało być troje dzieci, czyli dwie dziewczynki i kilkuletni chłopiec. I tyle właśnie ich było. Nieoficjalnie wiadomo, że najprawdopodobniej pokazywanym policji chłopcem, który miał być wtedy Szymonem, w rzeczywistości był syn dorosłej już córki Beaty C. (z pierwszego małżeństwa). Wówczas jednak policja nie mogła tego wiedzieć, zwłaszcza że wiek chłopców był zbliżony.
Rodziną znowu zainteresowano się, kiedy anonimowa osoba zawiadomiła MOPS, że od dawna nie widziała chłopca. O sprawie została powiadomiona policja. Kiedy funkcjonariusze odwiedzili wskazane mieszkanie, zastali w nim tylko ojca. Mężczyzna powiedział, że matka jest razem z dziećmi w Mysłowicach, gdzie opiekuje się chorym ojcem. Przedstawiciele tamtejszego MOPS-u ustalili, że kobieta rzeczywiście była u ojca, ale tylko raz i w towarzystwie dwóch córek, bez syna.
Prawdziwy alarm zaczął się, kiedy najpierw odkryto, że rodzice mają pod opieką tylko dwie dziewczynki, a potem kiedy rodzina nagle zniknęła.
Zatrzymani przez kilka dni byli poszukiwani. W sobotę późnym wieczorem wrócili do swego mieszkania w Będzinie. Wówczas sąsiedzi zawiadomili policję. Domniemani rodzice chłopca zostali zatrzymani. Oboje wczoraj przyznali w prokuraturze, że to ciało ich dziecka zostało wyłowione ze stawu w Cieszynie.
To, czy zatrzymani mieszkańcy Będzina to na pewno rodzice chłopca, znalezionego w stawie, potwierdzą ostatecznie badania DNA. Prokuratura dostała już ich wyniki, we wtorek zleci analizę naukowcom. Próbki pobrano od domniemanych członków rodziny chłopca: aresztowanych - matki dziecka i jej konkubenta, a także babci i siostry. Wyizolowany kod porównany zostanie nie tylko z DNA odnalezionego dziecka, ale również innymi śladami, zabezpieczonymi m.in. na odzieży chłopca.
Bielska prokuratura dysponuje ekspertyzą naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, którzy wyodrębnili tak zwane wysoko swoiste cechy indywidualne kodu DNA dziecka. Badania są tak szczegółowe, że w przypadku zestawienia ich z kodem osoby, która mogłaby być członkiem rodziny chłopca, porównanie nie pozostawi wątpliwości co do jego identyfikacji.
Także we wtorek ma zapaść decyzja, jaki los czeka pozostałą dwójkę dzieci Beaty C. i Jarosława R. W tej chwili małoletnie dziewczynki są pod opieką babci.