Z powodu choroby sędziego na 10 listopada przesunięto apelację sprawy byłego szefa MSW Czesława Kiszczaka, uniewinnionego od zarzutu przyczynienia się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" - ustaliła PAP w źródłach sądowych.

REKLAMA

Pierwotnie Sąd Apelacyjny w Warszawie miał zbadać sprawę 10 października. Prokuratura i górnicy z "Wujka" wnoszą w swych apelacjach o uchylenie uniewinnienia i o ponowny proces przed sądem I instancji. Obrońca 85-letniego Kiszczaka będzie domagał się utrzymania wyroku.

W kwietniu Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Kiszczaka. Katowicka prokuratura oskarżyła go o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być, według oskarżenia, podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".

Kiszczak, któremu grozi do ośmiu lat więzienia, nie przyznaje się. Twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Mówi, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".

Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego stanu zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.

Proces Kiszczaka toczy się już 17 lat. Kwietniowy wyrok był czwartym, jaki zapadł przed sądem I instancji. W 1996 r. uniewinniono go, w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 r. sprawę umorzono. Wszystkie te orzeczenia uchylał potem sąd apelacyjny. Czwarty proces przed SO ruszył w lutym 2010 r. Prokuratura domagała się dla Kiszczaka dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia.

Sąd w uzasadnieniu kwietniowego wyroku podkreślił, że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni. Sąd uznał, że szyfrogram był głównie powtórzeniem dekretu o stanie wojennym. - Jeśli dekret wprowadził taką regulację, to nie można twierdzić, że Kiszczak rozsyłając jego treść przekazywał swoje uprawnienia - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Marek Walczak.

Sąd wskazał, że w procesie zomowców spod "Wujka" nikt z nich nie powołał się, iż strzelał w związku z szyfrogramem. Nikt nie powiedział jednego: użyłem broni, bo poznałem szyfrogram Kiszczaka - dodał Walczak. Podkreślił, że także dowódca plutonu specjalnego ZOMO zeznał, że szyfrogram po raz pierwszy "chyba zobaczył w aktach sprawy", nie ma zaś żadnego potwierdzenia, że z dokumentem tym zapoznał się w 1981 r. Według tego dowódcy pod kopalnią miało dojść "do samoistnego użycia broni".

Sąd, rozumiejąc dramat tej całej sytuacji, nie jest sądem, który może osądzić i poprawić historię, zadośćuczynić temu złemu, co się stało; sąd może ustalić: winny lub niewinny (...) to wszystko, więcej sąd nie może - zaznaczył sędzia Walczak.

Rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek podała, że apelacja kwestionuje stwierdzenie sądu, iż nie można wykazać związku przyczynowego między szyfrogramem a sprowadzeniem niebezpieczeństwa. Uważamy, że takie twierdzenie jest błędne, że sąd dokonał błędnych ustaleń faktycznych. Naszym zdaniem, wydając szyfrogram, oskarżony sprowadził stan niebezpieczeństwa powszechnego i przyczynił się do tragicznych wydarzeń w kopalniach - powiedziała. Według prokuratury, SO naruszył ponadto zasady sporządzenia pisemnego uzasadnienia wyroku - nie wskazał w nim, dlaczego uznał, że b. dowódca plutonu ZOMO (skazany na sześć lat więzienia) nie zaznajomił się z szyfrogramem przed akcją.

Także pełnomocnicy pokrzywdzonych domagają się ponownego procesu, zarzucając SO naruszenie przepisów prawa materialnego i błędy w ustaleniach. To, co zrobił sąd I instancji, nie znajduje żadnego odzwierciedlenia w zgromadzonych dowodach - ocenił jeden z pełnomocników mec. Janusz Margasiński.

Górnicy zastrajkowali 13 grudnia, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.