Wyprawa Aleksandra Doby do Lizbony została przerwana. Fala przewróciła jego kajak i wyrzuciła na brzeg. Na szczęście podróżnikowi nic się nie stało. Kajakarz z Polic już planuje kolejną wyprawę. Zamierza wyruszyć w rejs za rok.
Jak ustalił korespondent RMF FM Paweł Żuchowski Doba, który od niedzieli zmagał się z wiatrem i chronił w okolicy mostu Verrazano, postanowił wypłynąć na ocean i gdzieś u wybrzeży trafił na bardzo wysoką falę. To ona przewróciła i uszkodziła kajak. Mokre są także urządzenie elektroniczne, które miały zapewnić Dobie bezpieczeństwo na oceanie oraz łączność. Dalsza podróż byłaby dużym zagrożeniem, stwierdziła jego menedżerka.
Właściwie stało się to, czego obawiał się Doba. Wyjście na ocean z Nowego Jorku - jak podkreślał - jest dość wąskie, kiedy przy silnym wietrze płynie się kajakiem i trudno nim manewrować. Bał się, że fale zepchną go na brzeg.
Jak wiadomo, w tej części wschodniego wybrzeża szaleje też burza tropikalna Bonnie. Doba obawiał się jej, ale ostatnie prognozy pogody mówiły, że ona kieruje się w stronę oceanu i miała nie być już groźna.
Wygldao to gronie.Poniej fragment komunikatu w sprawie wypadku Aleksandra Doby. @RMF24pl pic.twitter.com/CmTbDTQGWa
p_zuchowskiJune 3, 2016
Doba przerwał wyprawę i będzie wracał do kraju. Najważniejsze jest jego bezpieczeństwo - mówią ludzie, którzy pomagali mu przygotować rejs. Podróżnik już planuje natomiast kolejną podróż. Zapowiada, że wyruszy w maju przyszłego roku, a do Portugalii dotrze w dniu 71. urodzin.
Aleksander Doba wyruszył 29 maja zgodnie z planem o godz. 13.07 z Jersey City w podróż przez Atlantyk. Przyznał, że w sezonie huraganów warunki atmosferyczne podczas wyprawy mogą być trudne. Wezmę byka za rogi - powiedział.
Kajakarza żegnały nad rzeką Hudson w stanie New Jersey, po drugiej stronie Manhattanu setki sympatyków. Śpiewali mu tradycyjne "sto lat". Po starcie płynęła z nim kawalkada kajaków, łodzi i motorówek.
Doba chciał przypłynąć do Lizbony 9 września w swoje 70. urodziny.
Przed podróżą przypominał, że poprzednim wyprawom oceanicznym w czasie sztormów towarzyszyły fale wysokości do siedmiu, a nawet dziewięciu metrów. Jak przekonywał, konstrukcja typu sandwich oraz zamontowane pałąki, sprawiają, że jego kajak jest niezatapialny.
Doba miał płynąć kajakiem z małą kabiną do spania, zbudowanym według jego własnych założeń z włókna węglowego nasyconego żywicą przez Andrzeja Armińskiego w Stoczni Szczecińskiej.
Jednostka z biało-czerwoną flagą, nazwana "Olo", ma siedem metrów długości i metr szerokości. Zawiera m.in. dwie duże komory bagażowe na żywność na kilka miesięcy i sprzęt oraz panele słoneczne zasilające pompę odsolarki wody z oceanu. Kajak waży 120 kilogramów, a razem z wyposażeniem ponad 600.
Za najważniejszy sprzęt, który posiada, podróżnik uznał wiosło (ma też dwa zapasowe). Używa urządzeń nawigacyjnych i łączności, jak GPS, busola, samoster korygujący kurs, telefony satelitarne, system satelitarny SPOT wysyłający co 10 minut sygnały precyzujące gdzie się znajduje, antenę radarową oraz UKF.
Po raz pierwszy kajakarz korzystał z automatycznego systemu AIS, dzięki czemu widział statki przepływające w promieniu kilkunastu kilometrów. Podczas snu system alarmuje o sytuacji, która mogłaby grozić kolizją.
Dotychczas Atlantyk przepłynęło dwóch Niemców, jeden Brytyjczyk i właśnie Aleksander Doba - aż dwa razy.
(az, MRod)