To nie był łatwy weekend dla dolnośląskich ratowników GOPR. Dużo turystów wybrało się w góry, a za tym szły niestety wypadki. Grupa Sudecka i Karkonoska GOPR miały pełne ręce roboty.
Karkonoska grupa GOPR od piątku do niedzieli miała 15 akcji. Podczas dwóch poszukiwano zagubionych dzieci w wieku 8 i 11 lat.
W pierwszym przypadku rodzina jadła obiad w Domu Śląskim. Po wyjściu ze schroniska rodzice zorientowali się, że nie ma ich dziecka. Na pomoc wezwano ratowników. Ci używali drona do monitorowania szlaku. Dziecko odnaleziono na szlaku zejściowym niedaleko Świątyni Wang. Przemierzyło samo dystans około 3 kilometrów.
Do drugiej sytuacji doszło także w rejonie Śnieżki. Syn oddalił się od rodziców i ci nie mogli go zlokalizować na szlaku. Do ratowników zgłosili się turyści, którzy odnaleźli dziecko. Jak się okazało, było ono kilometr od rodziny.
Pozostałe zgłoszenia dotyczyły głównie upadków. Jak mówi naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR Sławomir Czubak, "dochodzi do nich głównie podczas zejść. Turyści upadają na stromych szlakach. Doznają urazów głowy uderzając o kamienie, łamią też ręce i nogi. Przyczyny wypadków są różne. W górach jest dużo więcej osób więc i wypadków. Ale z drugiej strony turyści często wybierają się na szlak nieprzygotowani, nie sprawdzają pogody albo chodzą wpatrzeni w nawigację".
Sudeccy goprowcy tylko w sobotę mieli 7 wyjazdów. W Mieroszowie z około 10 metrów spadł na ziemię paralotniarz. Podejrzewano, że ma uraz kręgosłupa. Został zabrany do szpitala przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Na trasach rowerowych w Srebrnej Górze przewrócił się rowerzysta. Stracił przytomność, miał uraz głowy i złamaną rękę. Z kolei na Ślęży pomagano turystce z otwartym złamaniem ręki. Przewróciła się podczas schodzenia.