"Świder jest na poziomie 1037,5 metra. Pracuje w tempie do 1,5 m na godzinę. Sądzimy, że uda się przewiercić i spuścić kamerę na dół we wtorek, ale przy tak skomplikowanej akcji trudno stawiać prognozy" - mówi Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. W poniedziałek wiertnica - drążąca otwór z powierzchni podczas akcji poszukiwawczej dwóch górników - pokonała 14 metrów.
Kombajn wydrążył chodnik do 290,5 metra, pokonując w ciągu dnia 12 m. Czeka go jeszcze wiele dni pracy, zanim dotrze w miejsce, gdzie mogą przebywać górnicy. Dlatego zdecydowano się na drążenie otworu z powierzchni, by podać tą drogą żywność, wodę i leki.
Akcja rozpoczęła się 18 kwietnia, gdy doszło do wstrząsu w tzw. ruchu Śląsk - części kopalni Wujek znajdującej się w Rudzie Śląskiej. Był on skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano wówczas pracowników, jednak dwóch górników - przebywających w zagrożonym rejonie - nie zgłosiło się.
Wstrząs spowodował ogromne zniszczenia w wyrobisku, między innymi jego znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża. Ponieważ ratownicy posuwali się bardzo wolno, przebijając się ręcznie przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn, zapadła decyzja o drążeniu nowego chodnika.
Wykonywany przez wiertnicę otwór powinien wycelować w okolicę skrzyżowania chodnika podścianowego i przecinki (czyli wyjścia ze ściany). W tamtym rejonie - z dużym prawdopodobieństwem - mogą być poszukiwani.
Wstrząs i akcja ratownicza wyłączyły jedną ścianę z wydobycia. Ruch Śląsk wydobywa obecnie węgiel na dwóch ścianach - na głębokości 865 m i 1050 m. Analizą wypadku zajmie się zespół doradczo-opiniodawczy powołany w czwartek przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Według WUG, akcja ratownicza zapewne przejdzie do historii polskiego górnictwa jako jedna z najtrudniejszych. Wstrząs był odczuwany w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, odpowiadał 4,2 stopnia w skali Richtera.
(es)