Będziemy pracować do rana, a przy lepszym świetle spróbujemy wynieść części konstrukcyjne na zewnątrz – mówią ratownicy, pracujący na miejscu tragedii w Katowicach. Do tej pory muszą sobie radzić w zasadzie bez ciężkiego sprzętu. Odgruzowywanie prowadzone jest ręcznie.
Mamy 13 psów i kilka kolejnych psów organizacji ochotniczych – mówią strażacy i zapewniają, że siły są wystarczające. Nie wzywali więc pomocy z zagranicy. Przyznają jednak, że to prawdopodobnie największa katastrofa budowlana tego typu, jaka do tej pory wydarzyła się w Polsce.
Ratownicy mają nadzieję, że uda się jeszcze odnaleźć żywe osoby. Mówią, że na miejscu jest wystarczająco dużo ludzi i odpowiednich urządzeń. Na razie nie można wprowadzić ciężkiego sprzętu. Gdyby bowiem naruszono konstrukcję budynku, mogłoby dojść do kolejnej tragedii.
Wciąż nie wiadomo, ile ludzi było w hali w chwili zawalenia się dachu, nie wiadomo także, ilu osobom udało się wyjść o własnych siłach. Trudno też policzyć dokładnie, ile poszkodowancych udało się wyciągnąć, ponad stu osobom udzielono już pomocy medycznej. Sytuacja wciąż się jednak zmienia.
Rozpoczęła się już identyfikacja znalezionych w gruzowisku zwłok. Ratownicy zastrzegają, że nie wolno tego jednak robić pochopnie, ponieważ jest to skomplikowany proces medyczny.
Przyznają, że największym zagrożeniem jest teraz temperatura. Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że w hali było dość ciepło, a wydobyte spod gruzów osoby nie miały na sobie okryć wierzchnich. - Przy tak niskiej temperaturze szanse są niewielkie, ale są - mówią.
Rozważano użycie dmuchaw, które mogłyby ogrzać uwięzionych ludzi. Jednak ratownicy dysponują tylko maszynami spalinowymi. Istniałoby ryzyko, że wraz z ciepłym powietrzem wdmuchiwane byłoby spaliny. Obawiano się także, że część elementów dachu trzyma się tylko dzięki zlodowaciałemu śniegowi. Gdyby on się roztopił, część blach mogłoby opaść i uniemożliwić pracę na gruzowisku.
Zastrzegają, że dbałość o bezpieczeństwo budynku leży w kompetencjach organizatorów. Nie chcą jednak oceniać, czy pokrywa śnieżna na dachu mogła być przyczyną katastrofy.